środa, 23 sierpnia 2017

"sypialnia"

Można powiedzieć, że wakacje się skończyły. Piotruś w sobotę pojechał do domu po trzech tygodniach w Przemyślu. Czyli znowu zabieramy się za remont. Dzisiaj kilka fotek z sypialni. W sumie wielkich zmian nie było. Oczywiście gwoździem programu była podłoga, z którą wcale tak łatwo nie poszło. Stwierdzam, że do kładzenia paneli talentu nie posiadamy :-(. Niby nic trudnego, a trzeba było kłaść dwa razy. Zachciało mi się takich z fugą. Niektórzy postanowili zadziałać samodzielnie i natchnieni działalnością dziecka w tej dziedzinie również szybko. Niestety okazało się , że co nagle to po diable i złącza cośkolwiek dowolnie były zaczepione. Po rozłożeniu przystąpiliśmy do pracy we dwoje i jakoś poszło. Ale raczej nie zapałałam miłością do tego zajęcia.


Dodaliśmy małe półeczki . Z wielu różnych przeróbek pozostawały mi boki od półek. Zwykle wykorzystywałam same półki. Przy okazji tego remontu postanowiłam zagospodarować co się da . Zaszpachlowałam dziury po śrubach i po przeszlifowaniu pomalowałam.
Zmieniłam też półki we wnęce ze szklanych na drewniane. Docelowo chciałabym zamówić wiklinowe kosze dopasowane do otworów, ale na razie użytkuję posiadane koszyki. Wykorzystałam deski, które były kiedyś pólkami miedzy regałami w pokoju . Pomalowałam też półki we wnęce kominowej. Szafa w tym miejscu ciągle w planach i raczej nieprędko się zrealizują. Może nie najpiękniej to wygląda, ale zrezygnowałam z zasłony, bo niestety stanowiła pokusę do wrzucania za nią różnych rzeczy. Te różne rzeczy i tak trafia do tej wnęki, ale w bardziej uporządkowany sposób. Będzie to kontenerek z szufladami pełnymi nici, tasiemek i tego typu pierdółek szyciowych. Jeszcze nie wszystko poukładałam.
Kolejna przeróbka to miejsce do spania zrobione z dołu/siedziska kanapy.


Okazało się, że dół kanapy ma solidną drewnianą ramę i sprężyny w dobrym stanie. Był nieco pochyły ;-), więc dokręciliśmy kółka na podkładkach z drewnianych klocków. Kawałek dermy z tyłu kanapy przykrył sprężyny. Na to wszystko obszyta gąbka. Pomalowałam ramę, chociaż ze wstydem przyznaję, że nie chciało mi się szpachlować dziurek po spinaczach. Sznurkowe uchwyty ułatwiają wyciąganie spod łóżka, gdzie jest zwykle schowane.
I z użytkownikiem :-). Nie jest to długie, mniej więcej 176 cm i niezbyt szerokie, ale spokojnie można się przespać.
Jak widać z sypialni wywędrowały też paleciane łóżka, jak je nazywał Piotrek. Muszę przyznać, że okazały się mało praktyczne w użytkowaniu. Podejrzewam, że te piękne meble z palet raczej niewiele mają wspólnego z paletą budowlaną. Pod paletami zbierał się kurz i kocie włosy. Żeby to odkurzyć trzeba je było podnosić. Po tym jak zdrowie nas odeszło było to nieco utrudnione, bo lekkie nie były.
I znowu dwa cosie z jednego, czyli rozdwojony regał. Na pierwszym zdjęciu w całości z pierwszej wersji umeblowania stryszku.
Jedna część to regał z książkami za Piotrkiem, a druga z dodanym podziałem trafiła do sypialni.

Na początku zamieszkiwania stryszku ogrzewaliśmy go prądem i w każdym pomieszczeniu był jakiś grzejnik. W sypialni elektryczny kominek/dmuchawa. Stał na miejscu zielonej skrzynki i średnio mi się podobał. Wymyśliłam, więc szafkę na niego z części regału, jaka została po obcięciu boków. Jest na kółkach więc w każdej chwili można nią wyjechać z zza drzwi. Zimowe poranki na stryszku bywają bardzo zimne i dobrze mieć dodatkowe źródło ciepła zanim napali się w piecyku. Zużywam przy tym remoncie mnóstwo białej farby :-). Pod skrzynką kolejny kawałek półki z odzysku.
Czerwona komoda stoi, jak widać po drugiej stronie pokoju, a to dlatego, że nie potrafię się oprzeć rupieciom ;-(. W grudniu mąż zapytał czy chcę starą skrzynię. No, co za pytanie - oczywiście, że chcę. Żądza posiadania całkowicie przesłoniła mi problem, co mianowicie z tą skrzynią zrobię, bo gabaryt miała nielichy. Ale dopiero jak przyjechała  dotarło to do mnie, że tak powiem dogłębnie ;-).
Stanęła póki co na korytarzu. Została wyszorowana, odrobinę przeszlifowana, pomalowana preparatem na różnych niepożądanych mieszkańców i na trzy tygodnie zawinięta szczelnie w folię. Później nadal stała na korytarzu i wyglądało na to, że niestety może tam zostać. Ale nie miałabym na drugie imię Rupieć gdybym jej jednak nie przywlokła do domu. Ma teraz kółka ku większej mobilności i jest  kilkakrotnie naolejowana. Nie starałam się za bardzo jej odnawiać i teraz wygląda tak :
Co tu dużo mówić, jest wielka ;-). Okienne lustro z czerwonej komody pojechało do dzieci, a do sypialni zawędrowało to z większego pokoju. Tam gdzie wisiało i udawało okno jest teraz nowy regał .
I jeszcze coś czego nie cierpię malować czyli sufitowy zakamarek . A w nim trochę zmieniona półka na książki. Nie jest z drewna i została pomalowana jako próbna. Przymierzam się do pomalowania przedpokojowego regału i najpierw chciałam spróbować jak wyjdzie na czymś mniejszym. Wyszło nieźle, ale nadal się zastanawiam ;-). I misiowa półka. Obsada misiów zmienia się co jakiś czas :-).


I to na razie tyle. Jeszcze ciągle trwa przerwana na wakacje Piotrusia segregacja i upychanie. Mam nadzieję, że do końca sierpnia uda się zrobić remont przedpokoju. Kuchnia musi poczekać. Chociaż wszystko robimy sami i tak wydatki były większe niż planowałam :-(. Mój aparat chyba już odchodzi i zdjęcia jakieś zamglone, a może to wieczór i sztuczne światło. Zawsze można się tak pocieszać...
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.







czwartek, 20 lipca 2017

"potaniały zapałki - moje pierwsze polityczne wspomnienie"

Urodziłam się za rządów Władysława Gomułki. Nie ja jedna, myślę, że jeszcze wielu z nas urodzonych w tych czasach nadal żyje. Czy rok w jakim pojawiłam się na tym świecie i w tym konkretnym miejscu w Europie czyni ze mnie komunistkę i złodzieja tylko dlatego, że nie zgadzam się z tym co robią ludzie obecnie będący przy władzy ? Bo według słów prominentnego polityka partii rządzącej tak właśnie jest. Nigdy nie byłam członkiem żadnej partii i tak naprawdę jest mi dokładnie wszystko jedno jaka partia rządzi. Pod jednym warunkiem, mianowicie jako obywatel i wyborca życzę sobie by ten kto wygrywa wybory rządził też w moim imieniu. By nie dzielił na lepszych i gorszych według swoich osobistych poglądów na rzeczywistość. By uwzględniał różnorodność poglądów i także różnorodność wyznawanej religii. Polska to nie tylko PiS i PO, nie tylko ksiądz Rydzyk i jego lotne brygady tzw. prawdziwych katolików. Pomiędzy jest całe spectrum ludzi, którzy nie utożsamiają się, ani z jednymi, ani z drugimi. Jestem pokoleniem 50+, weszłam w dorosłe życie w okresie bardzo znaczących przemian. Nie wszystkie mi się podobały, wiele przyniosło rozczarowanie, ale chyba nikt nie zaprzeczy, że otworzyły nam Polakom, że się tak górnolotnie wyrażę Wrota do innego Świata w wielu aspektach życia. Obawiam się, że żaden młody człowiek, który wyrósł w tej nowej rzeczywistości nie zrozumie jak to jest kiedy twoja wolność jest ograniczona tylko do własnego podwórka. Jak napisałam moja świadomość polityczna oczywiście w cudzysłowiu zaczęła się od informacji w tv - "potaniały zapałki", ale w tym samym czasie rząd wprowadził podwyżki żywności, które doprowadziły do protestów społecznych, które w dalszym efekcie doprowadziły do zmian. Nastała epoka, zdawałoby się na pierwszy rzut oka lepsza. Na drugi rzut już może niekoniecznie, ale...ale jednak coś się zmieniło. Przede wszystkim to my się zmieniliśmy. Dzięki temu możliwe było to co nastąpiło później i nie dotyczy to tylko naszego kraju. Może po prostu nadszedł czas , w którym ludzie żyjący w naszej części Europy zapragnęli czegoś innego. Dostaliśmy to "inne"i jak widać nie potrafiliśmy tego docenić. Mamy teraz, jak wielokrotnie sami rządzący podkreślają demokratycznie wybraną władze, która zachowuje się w taki sam sposób jak ci, którzy jak się zdawało odeszli już do historii. Mamy rząd i prezydenta, którzy łamią Konstytucję, na którą przysięgali. Nie potrafię zrozumieć do czego dąży ten rząd odnoszący się z pogardą do poglądów znaczącej ilości Polaków. Nie potrafię zrozumieć dlaczego próbuje tworzyć nowe własne autorytety opluwając autorytety, dzięki którym dziś rządzi wygrywając wybory w demokratycznym wolnym kraju. Nie potrafię zrozumieć dlaczego mam być obywatelem gorszej kategorii, jeżeli nie popieram PiSu. Przypomina mi to czasy, kiedy była tak naprawdę jedna partia i kto nie był z nią był przeciwko. Nie na tym polega demokracja. Demokracja to różnorodność, którą mądry rządzący potrafią zjednoczyć w słusznym celu. Demokracja umiera, kiedy nie ma dyskusji i szacunku dla odmiennych poglądów, kiedy jedynym kryterium staje się jedna racja uznana za słuszną przez  ludzi będących przy władzy. Demokracja umiera kiedy wrzuca się do śmietnika ludzi, którzy tą demokrację nam wywalczyli, a stawia się na świeczniku tych, którzy w czasach tej walki stali po stronie władzy, której bynajmniej na demokracji nie zależało. Demokracja umiera, kiedy posłanka wybrana dzięki tym, których teraz opluwa obiecuje, że następne co zrobią to "dobiorą się" do mediów, które nie popierają obecnej władzy. Demokracja umiera, kiedy Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy i Prezydent jest podporządkowany konkretnej władzy. Można tak jeszcze długo wymieniać. Pomijając fakt, że jestem zwyczajnie przerażona, to jest mi bardzo smutno i wstyd. Przerażona, bo nie wiem czym to co się dzieje się skończy, smutna bo czuję się nikim, opluwanym, obrażanym, pozbawianym prawa do poczucia wspólnoty narodowej i jest mi wstyd, że sami się do tego przyczyniliśmy naszą obojętnością wobec tego co zostało wywalczone i zlekceważyliśmy nasze podstawowe obywatelskie prawo, prawo do wybierania tych co będą nami rządzić. Zamknęliśmy się w naszych małych światach zapominając, że nie żyjemy w bańce mydlanej, że nic nie zostało dane na zawsze. Zapomnieliśmy, że mogą przyjść tacy, którzy zapragną zmienić to do czego przywykliśmy i co wydaje nam się takie oczywiste, że nie warto o to dbać. Zmienić według własnych wyobrażeń. Dziś możemy zostać w naszej bańce mydlanej, ale możemy się też obudzić i skorzystać z tego co nam się słusznie należy czyli prawa wyboru. Możemy nie tylko słuchać, ale wreszcie słyszeć i wyciągać własne wnioski. Nie godzić się z tym, że ludzie wybrani do reprezentowania nas Polaków, będą sobie wybierać, który wyborca im się podoba, a który nie. I tego, który im nie odpowiada będą traktować lekceważąco. Nie to jest zadaniem posłów i senatorów i nie do tego zostali wybrani. Czy Prezydent,  prawnik z wykształcenia, łamiący prawo może być wiarygodny i godny szacunku w innych aspektach urzędowania? I już na koniec, jeżeli PiS uważa , że wszyscy urodzeni w czasach PRL-u to komuniści  i trzeba ich się pozbyć to może powinien zajrzeć w metryki znacznej ilości swoich członków z prezesem na czele, a także sprawdzić legitymacje partyjne niektórych prominentnych działaczy. Jakoś w ramach protestu antyustrojowego nie rzucają dyplomów ukończonych przez siebie uczelni, a wręcz przeciwnie ochoczo z tego korzystają i nie przeszkadza im, że uczelnie owe działały w określonym czasie i miejscu. Nie kwestionuję prawa rządzących do wprowadzania zmian, ale mandat wyborczy nie daje im prawa do zmiany podstaw ustrojowych czy łamania/obchodzenia zapisów Konstytucji.
Bardzo smutne dziś pozdrowienia ze stryszku

sobota, 15 lipca 2017

"remontu część pierwsza czyli z motyką na słońce "

Dokładnie cztery tygodnie temu zaczęła się stryszkowa demolka. Początek był bardzo obiecujący, a to za sprawa Jakubka, który przyjechał na trzy dni i to były jedyne dni kiedy się działo w tempie zachęcającym do dalszych działań. Dzięki sąsiadce, która się wyprowadziła i dała mi klucze do swojego mieszkania mieliśmy miejsce na nasze graty z większego pokoju. Pakowanie i wynoszenie tego wszystkiego co udało nam się zgromadzić tylko w tym jednym pokoju było mocno zniechęcające. W każdym razie pusty pokój pozbawiony też paneli oczekiwał na przyjazd Głównego Pomocnika. W ciągu trzech dni powstała dziura w ścianie i zabudowa tejże, jak również nowa podłoga. Marzyła mi się chociaż deska trójwarstwowa, ale niestety...więc są panele, ale przynajmniej takie, które sama wybrałam.





Zabudowa ściany tym razem zrobiona inaczej. W trakcie prac odkrywkowych ;-) nadszedł sąsiad wiedziony ciekawością co też jest miedzy murem, a regipsem. U siebie odkrywał różne niespodzianki. W każdym razie stwierdził, że teraz jak wykorzystuje różne odkryte przestrzenie na schowki , nie obudowuje ich najpierw regipsem tylko robi pudło z płyty wiórowej. Oczywiście coś mi w głowie piknęło i zaczęłam kombinować , że może też od razu pudło zrobić. Po gorącej dyskusji stanęło na sklejce. Trzeba było wszystko wymierzyć, żeby od razu w sklepie przyciąć na odpowiednie wymiary. Przy okazji przekonałam się , że mebel ze sklejki wcale nie wychodzi tanio, a wręcz przeciwnie :-(. No, ale efekt wyszedł zadowalający, więc nie ma co jojczyć. Potem w tempie błyskawicznym Jakubek wykonał podłogę i pojechał do domku, a my zostaliśmy z całą resztą robót wszelakich. Zakładałam, że zajmie nam to w sumie dwa tygodnie, ale zapomniałam jakby, że od ostatnich działań remontowych nieco lat nam przybyło i choroby różne swe ślady też zostawiły. A plany były szerokie z malowaniem mebli włącznie. Na zdjęciach tego za bardzo nie było widać, ale stryszkowe meble młode nie są, a i pięć kotów przez lata swoje zdziałało. Nabycie nowych odpadało, więc wymyśliłam sobie malowanie. I tu pojawiła się motyka z przysłowia. Okazało się to katorżniczą pracą. Pierwotny lakier i dziesiątki lat wcierania różnych preparatów stworzyły dość oporną na szlifowanie powierzchnię. Nie można też było się za bardzo rozszaleć bo warstwa okleiny jakby cienka była. Szlifowanie spadło całkowicie na męża, bo ja niestety muszę się trzymać z dala od wszelkich trzęsących urządzeń. Tak więc dla mnie pozostawało malowanie szlifowanie papierem i kolejne malowanie dwa razy. W sumie każdy mebel pomalowałam trzy razy i mam trochę dosyć tej rozrywki. Blat stołu, ławy i wierzchy szuflad naolejowałam i nawoskowałam. Nie chciałam lakierować i mam nadzieję, że nie będę tego żałować na dłuższą metę. Stołowa nogę pomalowałam na biało, bo mocno ucierpiała, jak tacy różni traktowali ją jak drapak. Mam nadzieję, ze nie wrócą do tej działalności. Tak naprawdę nie wiem też jak będzie z farbą, czy nie będzie się ścierać, albo obłazić. Zmieniłam też kolor ścian na coś co się nazywa fińska sauna. Niby też jasny, ale tak kompletnie różny od poprzedniego , że musiałam malować trzy razy żeby pokryło. Poprzedni kolor kompletnie nie grał z nowa podłogą. Zdjęcia bez widoku sprzed zmian, bo na ten moment nie mam czasu, żeby szukać. Stryszkowi sympatycy  pamiętają różne odsłony, a jak zajrzy tu ktoś nowy serdecznie zapraszam do pooglądania starszych wpisów ;-).

Brutalnie traktowane regały, przycinane, nawiercane, przestawiane i po pięciu przeprowadzkach dostały już ostatnie życie. Po prostu więcej już z nich nie wykrzesam. Mam tylko nadzieje, że ten lifting zda egzamin. Najstarszy i najbardziej trwały mebel czyli ława z Ikei. Ma 36 lat i jest niezniszczalna. Teraz już takich nie robią niestety. Kanapy pozbyłam się już chwilę temu bo jak mi się na początku podobała, tak od pewnego czasu budziła niezbyt przyjazne uczucia. Nie miałam funduszy na inną, więc nabyłam zwykłe tanie łóżko sosnowe bez wezgłowi i uszyłam poduchy. Największa służąca za oparcie ma w sobie pierze z górnych poduch kanapy. Z dolnej zrobiłam nowa poduchę na fotel, bo na starej siedziało się już na sprężynach. Takie łóżkowe siedzisko ma tą zaletę, że można sobie dowolnie zmieniać koloryt poduch i materaca i oczywiście zyskałam pełnowymiarowe dodatkowe miejsce do spania. Dół kanapy tez wykorzystałam, ale o tym przy okazji remontu sypialni ;-).
i wprawdzie nieco zasłonięty, ale bardzo pojemny mebel w ścianie

i takie tam inne pstryki


Na jednym ze zdjęć widać zwisające świeczki hi hi. Raczej już nie spełnią swojej roli, ale obrazują jaka temperatura bywa na stryszku bez klimatyzacji.
Podsumowując : napracowaliśmy się okrutnie. Na razie jestem zadowolona, a jak to wszystko sprawdzi się w użytkowaniu ? -czas pokaże. Po zakończeniu remontu powrócą też moje stareńkie chodniki, które po zaliczeniu pralni chemicznej mocno zyskały na urodzie.
I to na razie tyle, zabieram się teraz za pakowanie sypialni. Najbardziej obawiam się samodzielnego montażu paneli, więc mam nadzieję, że będziecie trzymać kciuki.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.






wtorek, 13 czerwca 2017

" w domku i kolejna chusta :-) "

W szpitalu zrobili mi badania i .....i właściwie to wszystko. Skrótowo mówiąc moje dość przykre przypadłości są wynikiem zmian pooperacyjnych i nic się nie da zrobić. Muszę się nauczyć żyć z obijaniem się o ściany i przewracaniem na prostej drodze. I nie ma się co rozpisywać więcej w tym temacie.
Tuż przed szpitalem skończyłam prezent dla Kasi i już mogę pokazać bo dostarczony do właścicielki :-).

Jest leciutka i miękka i myślę że będzie ciepła i przyjemna w noszeniu.
Zrobiłam jeszcze torbę dla Sistera i kończę przeznaczoną dla koleżanki . A wczoraj byłam na polowanku w jednym miejscu szmacianej rozpusty, gdzie bywa włóczka i nieźle się obkupiłam. 2 kg różnych różności, które muszę posegregować i już mnie łapki świerzbią do nowych wytworów. Ale teraz będzie wolniej, bo wnet stryszek stanie się obiektem kompletnej rozwałki . Od czwartku zaczynam pakowanie większego pokoju. Tu będzie najwięcej zmian i zapewne sporo czasu zajmą, ale mam nadzieję, że wszystko wyjdzie tak, jak sobie wymyśliłam ;-) .
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku

wtorek, 6 czerwca 2017

"rzut oka na podwórko"

Pewnego zimnego lutowego wieczora siedziałam sobie dłubiąc na szydełku i słuchając Stinga kiedy poderwał mnie na nogi straszny huk . Myślałam, że kamienica się wali. Wrażenie było okropne. Pognałam na dół z latarką i chociaż na szczęście nasza kamienica stała to zawalił się kawałek muru oddzielającego nas od sąsiedniej kamienicy.


Szczęście w nieszczęściu, że to był piątkowy wieczór i nikt akurat nie odczuwał potrzeby wyrzucenia śmieci.
W sobotę rano zadzwoniłam do naszego Zarządcy, który zajął się sprawą dalej i w południe pojawił się ichni Zarządca . Teren zawaliska został ogrodzony i w następnym tygodniu pojawiła się ekipa budowlana z podnośnikiem. Pan na podnośniku beztrosko zrzucał pozostałe ruszające się cegły gdzie popadnie :-(. W końcu to nie było jego podwórko to czym się miał przejmować. Po zakończeniu rozbiórki i nadbudowaniu muru, panowie budowlańcy pozbierali co większe cegły i odjechali zostawiając pobojowisko za sobą.
Zbierałam pozostałości na kilka razy, bo trudno to robić jak nie możesz się schylić bez bólu :-(. W marcu wyglądało to jeszcze tak :


Na ostatnim zdjęciu widać kawałek ziemi, na którym w zeszłym roku z wielkim trudem udało mi się wyhodować trawę. Nie zniknęła w wyniku zawaliska, postarała się o to sąsiadka, która jesienią zrzuciła w tym miejscu drewno i zostawiła je na całą zimę przykryte "gustowną" niebieską płachtą. Nie ocalało ani źdźbło :-(. Dosprzątałam jeszcze trochę, z nadzieją, że ocalały rośliny, które miały się pokazać dopiero wiosną. Dużo przepadło i przyznam, że jeszcze nie do końca uporządkowałam ten kawałek. Cebulki, które były, że tak powiem poza zasięgiem zakwitły i było sporo krokusów, narcyzów i nawet tulipany.
Dzisiaj podwórko wygląda tak :



Dodałam tylko trochę kolorowych kwiatków, mąż kosi trawę i znowu wyhodowałam trawę na ugorze. Od czasu do czasu idę tam posprzątać, pozbierać przekwitłe rośliny, ale straciłam serce do tego miejsca. Mimo próśb i zakazów ludzie nadal traktują podwórko jako wychodek dla zwierząt :-(. Winobluszcz zachorował i marnieje z dnia na dzień. Pewnie to samo będzie z hederą, która rośnie pod nim. Dziki bez zżera mszyca odporna na wszystko. Staram się jakoś to ogarnąć, ale bez zapału. W sumie nie machnęłam ręką całkowicie bo szkoda mi pracy jaką włożyłam, żeby cokolwiek tu urosło i roślin, które się nie poddają. Planowałam w tym roku zając się kawałkiem, który jeszcze został nieruszony i odpuściłam. Przykro mi, jeżeli rozczarowałam kibiców podwórka, ale nie zawsze z nadmiaru cytryn da się zrobić lemoniadę. Jutro idę do szpitala i ciut się stresuję, ale biorę mój ogranicznik stresu czyli szydełko :-) i jakoś to będzie.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.



wtorek, 30 maja 2017

" i jeszcze kocyk jakby skończyłam ;-) "

Skończyłam przyjemniejszą część czyli kwadraty połączone i całość obrobiona

Jak widać ta strona wygląda całkiem ładnie, czego nie da się powiedzieć o...
...miliony nitek do wszycia :-(. Jeszcze długa droga do końca.
Za to całkiem skończyłam wierzch poduszki z kilku pozostałych kwadratów ;-). Jeszcze tylko przydałoby się uszyć poduszkę hi hi.
Aktualnie w robocie jest : chusta dla koleżanki, koszyk dla innej koleżanki, koszyk dla małej Basi, kwadraty zaczęte zimą z myślą o szaliku i oczywiście czerwony sweterek, który po podwójnym pruciu jakoś mnie zniechęcił.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.


niedziela, 28 maja 2017

"moja pierwsza chusta i nowe koszyki/torby"

Jakoś nie mogłam się zebrać na pisanie, ale robótkowanie szło pełną parą. Wczoraj wieczorem wróciłam z Krakowa z turnusu terapii psychoonkologicznej. Na ten moment napiszę tylko: jestem zadowolona, że się na ten turnus zdecydowałam i nie żałuję pieniędzy jakie na niego wydałam. To zadowolenie przyćmiewa nieco fakt, że podążając do pociągu skręciłam kostkę i nie mogłam korzystać z większości zajęć związanych z ruchem. Sam termin wyjazdu też się zmienił i trochę mi to poplątało plany.
A teraz to co udało mi się zrobić przed wyjazdem. W tym poście tylko koszyko/torby i chusta zrobiona w prezencie imieninowym dla teściowej dziecka mego.
 Jako pierwszy, koszyk z pięciu kwadratów. Planowałam już kiedyś zrobienie takiego koszyka ze sznurka, ale starczyło mi tylko na cztery kwadraty i zrezygnowałam. Tym razem włóczki starczyło i oto on :

W rzeczywistości jest bardziej zielony i kwiatki też wyrazistsze. W środku jak widać nadal w fazie bardzo początkowej zaczęty kiedyś tam sweterek.
Następne dwie torby są zupełnie zwyczajne w paski


I moja duma :-) - chusta. Zupełnie zwyczajna, zrobiona ściegiem kocyków granny square. Zwyczajna, ale i tak jestem dumna bo to moja pierwsza. Okazała się zdumiewająco łatwa do wykonania. Zaczęłam juz kolejną dla koleżanki na urodziny. Jako "opakowanie" wykorzystałam niebieski koszyk :-).

I to tyle na dzisiaj.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.