wtorek, 13 czerwca 2017

" w domku i kolejna chusta :-) "

W szpitalu zrobili mi badania i .....i właściwie to wszystko. Skrótowo mówiąc moje dość przykre przypadłości są wynikiem zmian pooperacyjnych i nic się nie da zrobić. Muszę się nauczyć żyć z obijaniem się o ściany i przewracaniem na prostej drodze. I nie ma się co rozpisywać więcej w tym temacie.
Tuż przed szpitalem skończyłam prezent dla Kasi i już mogę pokazać bo dostarczony do właścicielki :-).

Jest leciutka i miękka i myślę że będzie ciepła i przyjemna w noszeniu.
Zrobiłam jeszcze torbę dla Sistera i kończę przeznaczoną dla koleżanki . A wczoraj byłam na polowanku w jednym miejscu szmacianej rozpusty, gdzie bywa włóczka i nieźle się obkupiłam. 2 kg różnych różności, które muszę posegregować i już mnie łapki świerzbią do nowych wytworów. Ale teraz będzie wolniej, bo wnet stryszek stanie się obiektem kompletnej rozwałki . Od czwartku zaczynam pakowanie większego pokoju. Tu będzie najwięcej zmian i zapewne sporo czasu zajmą, ale mam nadzieję, że wszystko wyjdzie tak, jak sobie wymyśliłam ;-) .
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku

wtorek, 6 czerwca 2017

"rzut oka na podwórko"

Pewnego zimnego lutowego wieczora siedziałam sobie dłubiąc na szydełku i słuchając Stinga kiedy poderwał mnie na nogi straszny huk . Myślałam, że kamienica się wali. Wrażenie było okropne. Pognałam na dół z latarką i chociaż na szczęście nasza kamienica stała to zawalił się kawałek muru oddzielającego nas od sąsiedniej kamienicy.


Szczęście w nieszczęściu, że to był piątkowy wieczór i nikt akurat nie odczuwał potrzeby wyrzucenia śmieci.
W sobotę rano zadzwoniłam do naszego Zarządcy, który zajął się sprawą dalej i w południe pojawił się ichni Zarządca . Teren zawaliska został ogrodzony i w następnym tygodniu pojawiła się ekipa budowlana z podnośnikiem. Pan na podnośniku beztrosko zrzucał pozostałe ruszające się cegły gdzie popadnie :-(. W końcu to nie było jego podwórko to czym się miał przejmować. Po zakończeniu rozbiórki i nadbudowaniu muru, panowie budowlańcy pozbierali co większe cegły i odjechali zostawiając pobojowisko za sobą.
Zbierałam pozostałości na kilka razy, bo trudno to robić jak nie możesz się schylić bez bólu :-(. W marcu wyglądało to jeszcze tak :


Na ostatnim zdjęciu widać kawałek ziemi, na którym w zeszłym roku z wielkim trudem udało mi się wyhodować trawę. Nie zniknęła w wyniku zawaliska, postarała się o to sąsiadka, która jesienią zrzuciła w tym miejscu drewno i zostawiła je na całą zimę przykryte "gustowną" niebieską płachtą. Nie ocalało ani źdźbło :-(. Dosprzątałam jeszcze trochę, z nadzieją, że ocalały rośliny, które miały się pokazać dopiero wiosną. Dużo przepadło i przyznam, że jeszcze nie do końca uporządkowałam ten kawałek. Cebulki, które były, że tak powiem poza zasięgiem zakwitły i było sporo krokusów, narcyzów i nawet tulipany.
Dzisiaj podwórko wygląda tak :



Dodałam tylko trochę kolorowych kwiatków, mąż kosi trawę i znowu wyhodowałam trawę na ugorze. Od czasu do czasu idę tam posprzątać, pozbierać przekwitłe rośliny, ale straciłam serce do tego miejsca. Mimo próśb i zakazów ludzie nadal traktują podwórko jako wychodek dla zwierząt :-(. Winobluszcz zachorował i marnieje z dnia na dzień. Pewnie to samo będzie z hederą, która rośnie pod nim. Dziki bez zżera mszyca odporna na wszystko. Staram się jakoś to ogarnąć, ale bez zapału. W sumie nie machnęłam ręką całkowicie bo szkoda mi pracy jaką włożyłam, żeby cokolwiek tu urosło i roślin, które się nie poddają. Planowałam w tym roku zając się kawałkiem, który jeszcze został nieruszony i odpuściłam. Przykro mi, jeżeli rozczarowałam kibiców podwórka, ale nie zawsze z nadmiaru cytryn da się zrobić lemoniadę. Jutro idę do szpitala i ciut się stresuję, ale biorę mój ogranicznik stresu czyli szydełko :-) i jakoś to będzie.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.