poniedziałek, 16 lipca 2012

"teraz ja" - czyli robię coś dla siebie

Trudno się uczę w kwestii "Marysia to frajerka", ale ostatnio zaliczyłam tyle kopniaków, że nawet ja spasowałam. Pewnie jak sobie to wszystko poukładam w glowie wyględzę jakiś post. A na razie na drodze zmian w moim stosunku do otoczenia postanowilam od czasu do czasu zrobić coś tylko dla siebie i spełnić jakąś zachciankę. Od niepamiętnych czasów chciałam zobaczyć kilka miejsc i jakoś nigdy nic z tego nie wyszło. Na dobry początek - wycieczka do Pragi. Trzy miesiące jako kobieta sprzątająca i proszę oto ja :-) w Pradze.


kilka "widokówek", nic odkrywczego, wszystkie piękne zdjęcia Pragi niestety zrobił już ktoś wcześniej :-).



















i kilka urokliwych zakątków















Zdjęć mam dużo, jakość głównie pamiątkowa ;-), ale co mi tam. Wycieczka była z gatunku "zwiedzamy galopkiem" i zdjęcia też robione w podobnym tempie. Wyjechaliśmy z Przemyśla w środę o 22. Od 10 rano prosto z autobusu ruszyliśmy zwiedzać. Około 15 krótki postój w hotelu, coby się doprowadzić do porządku i z powrotem do miasta. To był naprawdę meczący dzień. Po kolacji jeszcze trochę zwiedzania, wieczorem przedstawienie z podświetlanymi fontannami w tle i powrót do hotelu. Przynajmniej taki był zamiar, ale jak można iść spać w Pradze nie wstąpiwszy wcześniej na piwo? W rezultacie spać poszłam około 1 w nocy, albo nad ranem jak kto woli. Drugi dzień równie intensywny, zakończony rejsem po Wełtawie i oczywiście kolejna wizyta w knajpce :-). Rano po śniadaniu wyjazd. Po drodze wstąpiliśmy do Kutnej Hory i Sedlec. Kolacja już po naszej stronie i w domu byłam w środku nocy zmęczona niemiłosiernie, ale naładowana po czubek głowy pozytywną energią, której mam nadzieję wystarczy mi na jakiś czas.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.




sobota, 7 lipca 2012

"na dachu i na podwórku"

Miałam nic nie robić na podwórku w tym roku, ale nie wytrzymałam. To co przetrwało zimę i "specjalny" rodzaj zasilania przez sąsiadów i ich powiedzmy gości zaczęło rosnąć i jakoś tak żal mi się zrobiło roślinek. Skalniaki od sąsiadki, które w zeszłym roku były malutkie rozrosły się jak szalone :-). Rdest niestety nie przeżył "zasilania" moczykiem imprezowiczów i jeden winobluszcz też marnieńki. Ale jakieś światełko w tunelu jednak jest :-), dostałam od stryszkowego sąsiada sadzonkę lawendy. Niby niewiele, ale baaardzo się ucieszyłam. Jeżeli tylko roślinki nie padną od naprawdę okropnego upału za miesiąc powinny być większe. A teraz koniec ględzenia, sami zobaczcie jak wygląda "mój" kawałek podwórka.











a tu jeszcze ugór, ale mam plan. W tym roku zamierzam uporządkować i może posadzić jakieś coś wieloletnie.





A teraz uprawy dachowe :-).
Nowy rodzaj pelargonii sprawdzam i chyba jednak te zwykłe najbardziej popularne najlepiej się sprawdzają na dachu.






Lawenda rośnie i pięknie pachnie jak wiatr zawieje


a w kuchennym oknie zioła :-), coś tam skubię do jedzenia, ale generalnie sprawdzam co i jak rośnie. Zapach też jest bardzo aromatyczny i apetyczny.


i najpiękniejszy "kwiatek" na dachu, jak widać uważa, że klatka należy tylko do niego





To tyle na dzisiaj. Gorąco jest tak, że trudno wytrzymać i z utęsknieniem wyglądam deszczu, oczywiście bez efektów specjalnych w postaci wichury i gradobicia.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.

piątek, 6 lipca 2012

"losowanie :-))"

Dziękuję bardzo za udział w moim małym konkursie. Na zdjęciach jest oczywiście Opactwo w Tyńcu.
"Komisja losująca" nie bardzo mogła się zdecydować kto ma być "sierotką".










wreszcie Gacuś podjął męską decyzję










Kiniu odezwij się proszę na adres koralikowy
Nagrodą jest jeden z koszyków. Wybierz, który Ci się bardziej podoba. Ten bardziej kolorowy będzie miał środek ciemnoniebieski, a ten ciemniejszy szary.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.