środa, 22 czerwca 2016

"zwyczajne życie czyli różności "

Minione dwa tygodnie minęły mi w lekkim zaczadzeniu, ale jak wiadomo nic nie trwa wiecznie. Na początek wieści mazurskie. Dzięki obecności Kuby, który nie dał się spławić doktorom, okazało się, że jednak można od razu pacjenta skierować na oddział rehabilitacyjny. Tak więc mąż rehabilituje się w pięknych okolicznościach przyrody w Ełku. Do Ełku panowie musieli niestety dotrzeć pociągiem co nieco zdziwiło pracowników tamtejszego szpitala. Ponad dwugodzinna podróż okazała się szczytem możliwości pacjenta w siódmej dobie po wielogodzinnej operacji. Nie chce mi się pisać co myślę o tym wszystkim. Na szczęście wyszło jak wyszło i tego się trzymam. Dziękuję za wsparcie duchowe i propozycje pomocy bardziej, że tak powiem fizycznej. Świadomość, że mimo tego wszystkiego co się dzieje wokół nas są ludzie oferujący bezinteresownie pomoc jest pokrzepiająca.
Ku pokrzepieniu ducha śpiące koty ;-))

Gacuś w swoim fotelu, a Nora i Antosiek na "swoich" oczywiście łóżkach. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla "dużych" ?
I wieszadełko na doniczkę. Kupiłam w wiadomym miejscu koszyczek druciany lekko podrdzewiały z dwoma kółkami, niestety bez uchwytu. Kombinowałam z czego by ten uchwyt zrobić. Sznurek nie bardzo mi się podobał i nagle nieoczekiwanym źródłem natchnienia okazał się wieszak z pralni, którego nie zdążyłam wyrzucić. Całkiem jestem zadowolona z efektu.
Dalej w klimacie robótkowym, zrobiłam sobie pachnący wianek lawendowy z mojej własnej podwórkowej lawendy.
A potem w tym samym dniu zrobiło się tak
a po 10 min :-((



Ech, jak nie ludzie to żywioły. Ale chociaż mi smutno bo podwórko wyglądało już całkiem ładnie i napracowałam się mocno, to cieszę się , że szyby na stryszku ocalały. Tak waliło , że nawet zwykle obojętny wobec burzy Gacuś kulił się i popiskiwał. To było w sobotę. Dopiero dzisiaj wzięłam się za sprzątanie.Kilka dni niezbyt dobrze się czułam i wszystko musiało poczekać.  Poobcinałam nadłamane gałęzie, potrzasakane kwiaty i liście. Mam nadzieję , że przynajmniej niektóre jeszcze odrosną. I mamy już suszarnię. Ciekawe czy obędzie się bez awantur ;-).
I żeby nie kończyć gradobiciem zapowiedź nowego kocyka
Zrobiłam 162 kwadraty, w rzeczywistości to co wygląda szarawo jest zielone ;-). Jeszcze nie wiem jak je poukładam. Zrobiłam je w tzw międzyczasie szydełkując wielki kwadrat, który jest już naprawdę wielki i niedługo go skończę.
I to na razie tyle. Serdeczne pozdrowienia z bardzo już gorącego stryszku.






poniedziałek, 13 czerwca 2016

"świat w jakim żyjemy ;-( "

Gdyby nie to że muszę oszczędzać szyję waliłabym głową w mur niczym dzięcioł dziobem. To co się dzieje, albo nie dzieje zależy jak spojrzeć przekracza moje zdolności pojmowania. Otóż w środę lub w czwartek męża wypisują ze szpitala. Czyli w 6 lub 7 dobie po operacji. I według doktorów jest w tak doskonałym stanie , że nie należy mu się transport medyczny tylko ma wracać do Przemyśla pociągiem, autobusem czy czym tam sobie chce, albo może prywatnie wynająć karetkę na co niestety nas nie stać. Od kiedy sama zachorowałam nie mam żadnych złudzeń, że lekarze szanują pacjenta, ale w Olsztynie udowodnili że nie szanują też własnej pracy, jaką wykonali celem ratowania człowiekowi życia. Wielogodzinna podróż z przesiadkami to w końcu nic takiego, a jak pacjent po drodze "wysiądzie", to już jego problem. To na razie tyle, ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi, bo coś nie wierzę , że to koniec absurdu.

czwartek, 9 czerwca 2016

"po burzy jest pogoda ?????"

U mnie nie bardzo. Mam wrażenie , że w moim życiu trwa gradobicie z małymi przerwami na zwykłą  burzę. Każdy ma problemy, tak to już jest, ale deszczyk zamiast gradobicia byłby miłą odmianą. W zeszłym tygodniu mój maż pojechał z klasą na zlot do Ostródy i drugiego dnia padł bez życia. Nagłe zatrzymanie krążenia. Miał nieziemskiego farta, że zdarzyło się to w pobliżu karetki i ludzi, którzy wiedzieli co robić. Spędził kilka dni w Centrum Kardiologicznym w Iławie, a wczoraj wieczorem pojechał do szpitala w Olsztynie. Dzisiaj rano zaczęła się operacja. Potrwa około 7 godzin. Muszę wierzyć, że wszystko się uda, ale już naprawdę nie daję rady. Każda odporność ma granice.
Pozdrowienia ze stryszku

Dopisek :
Żeby nie zapeszyć krzyżuję palce za plecami - jest dobrze.
Dziękuję za wpisy, każde dobre słowo pomaga.