czwartek, 20 lipca 2017

"potaniały zapałki - moje pierwsze polityczne wspomnienie"

Urodziłam się za rządów Władysława Gomułki. Nie ja jedna, myślę, że jeszcze wielu z nas urodzonych w tych czasach nadal żyje. Czy rok w jakim pojawiłam się na tym świecie i w tym konkretnym miejscu w Europie czyni ze mnie komunistkę i złodzieja tylko dlatego, że nie zgadzam się z tym co robią ludzie obecnie będący przy władzy ? Bo według słów prominentnego polityka partii rządzącej tak właśnie jest. Nigdy nie byłam członkiem żadnej partii i tak naprawdę jest mi dokładnie wszystko jedno jaka partia rządzi. Pod jednym warunkiem, mianowicie jako obywatel i wyborca życzę sobie by ten kto wygrywa wybory rządził też w moim imieniu. By nie dzielił na lepszych i gorszych według swoich osobistych poglądów na rzeczywistość. By uwzględniał różnorodność poglądów i także różnorodność wyznawanej religii. Polska to nie tylko PiS i PO, nie tylko ksiądz Rydzyk i jego lotne brygady tzw. prawdziwych katolików. Pomiędzy jest całe spectrum ludzi, którzy nie utożsamiają się, ani z jednymi, ani z drugimi. Jestem pokoleniem 50+, weszłam w dorosłe życie w okresie bardzo znaczących przemian. Nie wszystkie mi się podobały, wiele przyniosło rozczarowanie, ale chyba nikt nie zaprzeczy, że otworzyły nam Polakom, że się tak górnolotnie wyrażę Wrota do innego Świata w wielu aspektach życia. Obawiam się, że żaden młody człowiek, który wyrósł w tej nowej rzeczywistości nie zrozumie jak to jest kiedy twoja wolność jest ograniczona tylko do własnego podwórka. Jak napisałam moja świadomość polityczna oczywiście w cudzysłowiu zaczęła się od informacji w tv - "potaniały zapałki", ale w tym samym czasie rząd wprowadził podwyżki żywności, które doprowadziły do protestów społecznych, które w dalszym efekcie doprowadziły do zmian. Nastała epoka, zdawałoby się na pierwszy rzut oka lepsza. Na drugi rzut już może niekoniecznie, ale...ale jednak coś się zmieniło. Przede wszystkim to my się zmieniliśmy. Dzięki temu możliwe było to co nastąpiło później i nie dotyczy to tylko naszego kraju. Może po prostu nadszedł czas , w którym ludzie żyjący w naszej części Europy zapragnęli czegoś innego. Dostaliśmy to "inne"i jak widać nie potrafiliśmy tego docenić. Mamy teraz, jak wielokrotnie sami rządzący podkreślają demokratycznie wybraną władze, która zachowuje się w taki sam sposób jak ci, którzy jak się zdawało odeszli już do historii. Mamy rząd i prezydenta, którzy łamią Konstytucję, na którą przysięgali. Nie potrafię zrozumieć do czego dąży ten rząd odnoszący się z pogardą do poglądów znaczącej ilości Polaków. Nie potrafię zrozumieć dlaczego próbuje tworzyć nowe własne autorytety opluwając autorytety, dzięki którym dziś rządzi wygrywając wybory w demokratycznym wolnym kraju. Nie potrafię zrozumieć dlaczego mam być obywatelem gorszej kategorii, jeżeli nie popieram PiSu. Przypomina mi to czasy, kiedy była tak naprawdę jedna partia i kto nie był z nią był przeciwko. Nie na tym polega demokracja. Demokracja to różnorodność, którą mądry rządzący potrafią zjednoczyć w słusznym celu. Demokracja umiera, kiedy nie ma dyskusji i szacunku dla odmiennych poglądów, kiedy jedynym kryterium staje się jedna racja uznana za słuszną przez  ludzi będących przy władzy. Demokracja umiera kiedy wrzuca się do śmietnika ludzi, którzy tą demokrację nam wywalczyli, a stawia się na świeczniku tych, którzy w czasach tej walki stali po stronie władzy, której bynajmniej na demokracji nie zależało. Demokracja umiera, kiedy posłanka wybrana dzięki tym, których teraz opluwa obiecuje, że następne co zrobią to "dobiorą się" do mediów, które nie popierają obecnej władzy. Demokracja umiera, kiedy Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy i Prezydent jest podporządkowany konkretnej władzy. Można tak jeszcze długo wymieniać. Pomijając fakt, że jestem zwyczajnie przerażona, to jest mi bardzo smutno i wstyd. Przerażona, bo nie wiem czym to co się dzieje się skończy, smutna bo czuję się nikim, opluwanym, obrażanym, pozbawianym prawa do poczucia wspólnoty narodowej i jest mi wstyd, że sami się do tego przyczyniliśmy naszą obojętnością wobec tego co zostało wywalczone i zlekceważyliśmy nasze podstawowe obywatelskie prawo, prawo do wybierania tych co będą nami rządzić. Zamknęliśmy się w naszych małych światach zapominając, że nie żyjemy w bańce mydlanej, że nic nie zostało dane na zawsze. Zapomnieliśmy, że mogą przyjść tacy, którzy zapragną zmienić to do czego przywykliśmy i co wydaje nam się takie oczywiste, że nie warto o to dbać. Zmienić według własnych wyobrażeń. Dziś możemy zostać w naszej bańce mydlanej, ale możemy się też obudzić i skorzystać z tego co nam się słusznie należy czyli prawa wyboru. Możemy nie tylko słuchać, ale wreszcie słyszeć i wyciągać własne wnioski. Nie godzić się z tym, że ludzie wybrani do reprezentowania nas Polaków, będą sobie wybierać, który wyborca im się podoba, a który nie. I tego, który im nie odpowiada będą traktować lekceważąco. Nie to jest zadaniem posłów i senatorów i nie do tego zostali wybrani. Czy Prezydent,  prawnik z wykształcenia, łamiący prawo może być wiarygodny i godny szacunku w innych aspektach urzędowania? I już na koniec, jeżeli PiS uważa , że wszyscy urodzeni w czasach PRL-u to komuniści  i trzeba ich się pozbyć to może powinien zajrzeć w metryki znacznej ilości swoich członków z prezesem na czele, a także sprawdzić legitymacje partyjne niektórych prominentnych działaczy. Jakoś w ramach protestu antyustrojowego nie rzucają dyplomów ukończonych przez siebie uczelni, a wręcz przeciwnie ochoczo z tego korzystają i nie przeszkadza im, że uczelnie owe działały w określonym czasie i miejscu. Nie kwestionuję prawa rządzących do wprowadzania zmian, ale mandat wyborczy nie daje im prawa do zmiany podstaw ustrojowych czy łamania/obchodzenia zapisów Konstytucji.
Bardzo smutne dziś pozdrowienia ze stryszku

sobota, 15 lipca 2017

"remontu część pierwsza czyli z motyką na słońce "

Dokładnie cztery tygodnie temu zaczęła się stryszkowa demolka. Początek był bardzo obiecujący, a to za sprawa Jakubka, który przyjechał na trzy dni i to były jedyne dni kiedy się działo w tempie zachęcającym do dalszych działań. Dzięki sąsiadce, która się wyprowadziła i dała mi klucze do swojego mieszkania mieliśmy miejsce na nasze graty z większego pokoju. Pakowanie i wynoszenie tego wszystkiego co udało nam się zgromadzić tylko w tym jednym pokoju było mocno zniechęcające. W każdym razie pusty pokój pozbawiony też paneli oczekiwał na przyjazd Głównego Pomocnika. W ciągu trzech dni powstała dziura w ścianie i zabudowa tejże, jak również nowa podłoga. Marzyła mi się chociaż deska trójwarstwowa, ale niestety...więc są panele, ale przynajmniej takie, które sama wybrałam.





Zabudowa ściany tym razem zrobiona inaczej. W trakcie prac odkrywkowych ;-) nadszedł sąsiad wiedziony ciekawością co też jest miedzy murem, a regipsem. U siebie odkrywał różne niespodzianki. W każdym razie stwierdził, że teraz jak wykorzystuje różne odkryte przestrzenie na schowki , nie obudowuje ich najpierw regipsem tylko robi pudło z płyty wiórowej. Oczywiście coś mi w głowie piknęło i zaczęłam kombinować , że może też od razu pudło zrobić. Po gorącej dyskusji stanęło na sklejce. Trzeba było wszystko wymierzyć, żeby od razu w sklepie przyciąć na odpowiednie wymiary. Przy okazji przekonałam się , że mebel ze sklejki wcale nie wychodzi tanio, a wręcz przeciwnie :-(. No, ale efekt wyszedł zadowalający, więc nie ma co jojczyć. Potem w tempie błyskawicznym Jakubek wykonał podłogę i pojechał do domku, a my zostaliśmy z całą resztą robót wszelakich. Zakładałam, że zajmie nam to w sumie dwa tygodnie, ale zapomniałam jakby, że od ostatnich działań remontowych nieco lat nam przybyło i choroby różne swe ślady też zostawiły. A plany były szerokie z malowaniem mebli włącznie. Na zdjęciach tego za bardzo nie było widać, ale stryszkowe meble młode nie są, a i pięć kotów przez lata swoje zdziałało. Nabycie nowych odpadało, więc wymyśliłam sobie malowanie. I tu pojawiła się motyka z przysłowia. Okazało się to katorżniczą pracą. Pierwotny lakier i dziesiątki lat wcierania różnych preparatów stworzyły dość oporną na szlifowanie powierzchnię. Nie można też było się za bardzo rozszaleć bo warstwa okleiny jakby cienka była. Szlifowanie spadło całkowicie na męża, bo ja niestety muszę się trzymać z dala od wszelkich trzęsących urządzeń. Tak więc dla mnie pozostawało malowanie szlifowanie papierem i kolejne malowanie dwa razy. W sumie każdy mebel pomalowałam trzy razy i mam trochę dosyć tej rozrywki. Blat stołu, ławy i wierzchy szuflad naolejowałam i nawoskowałam. Nie chciałam lakierować i mam nadzieję, że nie będę tego żałować na dłuższą metę. Stołowa nogę pomalowałam na biało, bo mocno ucierpiała, jak tacy różni traktowali ją jak drapak. Mam nadzieję, ze nie wrócą do tej działalności. Tak naprawdę nie wiem też jak będzie z farbą, czy nie będzie się ścierać, albo obłazić. Zmieniłam też kolor ścian na coś co się nazywa fińska sauna. Niby też jasny, ale tak kompletnie różny od poprzedniego , że musiałam malować trzy razy żeby pokryło. Poprzedni kolor kompletnie nie grał z nowa podłogą. Zdjęcia bez widoku sprzed zmian, bo na ten moment nie mam czasu, żeby szukać. Stryszkowi sympatycy  pamiętają różne odsłony, a jak zajrzy tu ktoś nowy serdecznie zapraszam do pooglądania starszych wpisów ;-).

Brutalnie traktowane regały, przycinane, nawiercane, przestawiane i po pięciu przeprowadzkach dostały już ostatnie życie. Po prostu więcej już z nich nie wykrzesam. Mam tylko nadzieje, że ten lifting zda egzamin. Najstarszy i najbardziej trwały mebel czyli ława z Ikei. Ma 36 lat i jest niezniszczalna. Teraz już takich nie robią niestety. Kanapy pozbyłam się już chwilę temu bo jak mi się na początku podobała, tak od pewnego czasu budziła niezbyt przyjazne uczucia. Nie miałam funduszy na inną, więc nabyłam zwykłe tanie łóżko sosnowe bez wezgłowi i uszyłam poduchy. Największa służąca za oparcie ma w sobie pierze z górnych poduch kanapy. Z dolnej zrobiłam nowa poduchę na fotel, bo na starej siedziało się już na sprężynach. Takie łóżkowe siedzisko ma tą zaletę, że można sobie dowolnie zmieniać koloryt poduch i materaca i oczywiście zyskałam pełnowymiarowe dodatkowe miejsce do spania. Dół kanapy tez wykorzystałam, ale o tym przy okazji remontu sypialni ;-).
i wprawdzie nieco zasłonięty, ale bardzo pojemny mebel w ścianie

i takie tam inne pstryki


Na jednym ze zdjęć widać zwisające świeczki hi hi. Raczej już nie spełnią swojej roli, ale obrazują jaka temperatura bywa na stryszku bez klimatyzacji.
Podsumowując : napracowaliśmy się okrutnie. Na razie jestem zadowolona, a jak to wszystko sprawdzi się w użytkowaniu ? -czas pokaże. Po zakończeniu remontu powrócą też moje stareńkie chodniki, które po zaliczeniu pralni chemicznej mocno zyskały na urodzie.
I to na razie tyle, zabieram się teraz za pakowanie sypialni. Najbardziej obawiam się samodzielnego montażu paneli, więc mam nadzieję, że będziecie trzymać kciuki.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.