piątek, 24 czerwca 2011

"pochwalić się chcialam :-))"

Ten piękny kwiatek przyjechał jako szczepka w zeszłym roku aż z Poznania .
Nawet poczta mu nie zaszkodziła i dotarł w bardzo dobrym stanie.Zaaklimatyzował się szybko i myślałam, że już jesienią pochwalę się prezentem od Irenki . Niestety potem Gacuś bardzo go "pokochał". Było to uczucie bez wzajemności hi hi. W każdym razie teraz Ginura ma się dobrze i wreszcie mogę ją pokazać.

Dostałam też te cudne truskawki, które pachną na łazienkowym lustrze. W rzeczywistości są soczyście czerwone, ale przy łazienkowym świetle moje umiejętności fotograficzne zawodzą.

Zachęcam wszystkich do odwiedzin na ulicy Zacisznej, jej mieszkanka jest cudowną osobą :-)).
Pozdrowienia serdeczne ze stryszku.

czwartek, 23 czerwca 2011

"koci żywot :-)"

Koci świat - zawsze poprawia humor :-)). Chwila nieuwagi tych "dużych" i już jesteśmy na dachu. Niestety tym razem za daleko nie uciekniemy bo dach gorrrrrrrący.

śpiochy, ale co w końcu kot ma robić jak upał i nawet rozrabiać się nie chce..


ulubione miejsce Nory :-))

i widok z profilu, taki domowy jaguar się wyhodował :-))


Ze wstydem przyznaję , że przez rok nie dawałam nic na "koralikowego" bloga , ale się poprawiłam i cos tam udłubałam. Chętnych do obejrzenia zapraszam

http://koralikiidruciki.blox.pl/html

Pozdrowienia z bardzo gorącego stryszku :-))

sobota, 11 czerwca 2011

"ciut więcej podwórka :-))"

Wprawdzie wszystko mnie boli po koszmarnym pakowaniu w Łodzi, ale nie mogłam się powstrzymać i polazłam na podwórko ;-). Bratki już przekwitają, ale inne roślinki mają się w miarę dobrze. Od sąsiadki dostałam druciany kwietnik, więc trzeba go było zagospodarować. I tak jakoś zaczęłam coś tam robić .

Wieki kufer odkryty w piwnicy, niestety w bardzo złym stanie, dno praktycznie zbutwiało, ale na podwórku wygląda super. Obciachany krzak dzikiej róży kiedyś tam , czyli pewnie w czasach przedwojennych posiadał obmurowaną donicę, teraz były to tylko kawałki gruzu. Nie wiem na ile stabilne będzie to coś z cegieł, ale na razie lepsze to niż stan poprzedni.

W kwietniku od sąsiadki posadziłam trzy rodzaje zwisających roślin, chwilę potrwa zanim urosną, ale całe lato przed nimi. Bratki z dachu jeszcze powinny trochę pożyć na dole.

Kwietnik był mało stabilny, więc wykopałam jakieś starożytne zdziczałe kwiaty spod muru i zrobiłam cos takiego jak przy róży.

Iglaczki rosną , winorośl też się chyba przyjęła. W jednej donicy na miejsce bratków posadziłam pokrzywę i starca, do drugiej kupię lawendę.


Może powoli uda mi się coś zmienić :-), chociaż dzisiaj utrwaliłam jedynie swój wizerunek jako dziwaczki hi hi. Sąsiadka wieszająca pranie stwierdziła, że teraz będę mogła już grilla robić. Była bardzo zdziwiona jak powiedziałam, że nie mam takich planów. Nie mogła zrozumieć po co w takim razie cokolwiek robię na tym nieszczęsnym podwórku.
Przy następnym napadzie pracowitości, mam zamiar uporządkować kolejne miejsce miedzy podporami, spryskać pozostałość trawnika środkiem na mniszka i .........................może na razie wystarczy tych planów.
Serdeczne pozdrowienia z chwilowo chłodnego Przemyśla.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

'zabiegana jestem okrutnie"

Dawno nic nie pisałam, bo niestety cierpię na totalny brak czasu. Dwa tygodnie temu byłam kilka dni w Łodzi z dzieckiem i chociaż nasprzątaliśmy się okrutnie , efekt był mizerny :-((. Teraz znowu jestem w Łodzi i w zasadzie widać światło w tunelu. Kończę pakować to co będzie zabrane, wyrzuciłam takie ilości różnych różności, że pewnie wyczerpałam limit śmieciowy kilku osób. I jeszcze dużo zostało niestety. Tak czy siak resztą zajmie się firma od wywózek, jak zobaczyłam piwnicę to spasowałam. Może tam być nawet schowany skarb, ale nie zamierzam go szukać. Niestety dużo musiałam wynosić na bierząco, bo po prostu nie było gdzie stawiać tych worów. Samo przejrzenie papierów zajęło mi dwa dni, wszystko było pomieszane,stare rachunki z nowymi, ale na szczęście mam to już za sobą. Niestety sprzedaż mieszkania się opóźnia, więc będę musiała przyjechać jeszcze raz. Trochę tez zaburza mi to plany w Przemyślu, ale widać taka karma. Generalnie mogłam tu przyjechać i cokolwiek zrobić, bo udało mi się umieścić matkę w szpitalu. Odleżyna wymagała chirurga, poza tym chciałam, żeby została konkretnie zdiagnozowana. Wypis z łódzkiego szpitala jak się okazało był mało dokładny. To czego się dowiedziałam nie nastraja optymistycznie, ale czas pokaże. Mam w tej chwili dość problemów, żeby się jeszcze martwić na zapas.
Teraz chciałam coś napisać w kwestii komentarzy. Nie wszystkie muszą być miłe, bo każdy ma prawo do własnego zdania. Natomiast jeżeli ktoś pisze, że oczerniam własną rodzinę i pluję na chorą matkę powinien się podpisać przynajmniej imieniem. Chorobę alkoholową ma się na własną prośbę, niestety jej skutki dotykają nie tylko alkoholika. Każdy kto mieszkał z alkoholikiem wie o czym mówię. Poza tym wzięłam na siebie obowiązek opieki nad nią na czas trudny do przewidzenia. Minęło naprawdę wiele lat zanim zrozumiałam, że picie matki nie jest moja winą i nauczyłam się o tym mówić. Jako dziecko tak bardzo się wstydziłam, że robiłam wszystko, żeby to ukryć. Żadne dziecko nie zasługuje na taki los, bo tak naprawdę zmienia to charakter człowieka na zawsze. Zarzutu oczerniania nawet nie skomentuję, ale polecam czytanie ze zrozumieniem.
Z zupełnie innej beczki :-)) - moje prace na podwórku zostały docenione hi hi. Nie aż tak, żeby inne osoby zechciały popracować same, ale.............teraz opalają się przy uporządkowanym kawałku. Dobre i to, że nikt nie niszczy mojej pracy, a że na nic więcej nie miałam nadziei, nie jestem zawiedziona. Może jak już uporam się ze wszystkimi sprawami z Łodzi będę miała więcej czasu, żeby zagospodarować kolejny kawałek . No i jeszcze czeka mnie kapitalny remont mieszkania dla matki. Na szczęście będę miała niedaleko :-), bo tylko piętro niżej.
Serdeczne pozdrowienia z baaaaaaaaaaaaaardzo gorącej Łodzi.

A jeszcze jedno, to całe sprzątanie, pakowanie i wyrzucanie kazało mi się przyjrzeć moim własnym rupieciom. Są nieco innej marki hi hi, ale jednak dużo ich.