niedziela, 25 marca 2012

"wiosna i ... o podróżowaniu PKP"






Znowu mam zaległości blogowe. Zresztą nie tylko blogowe. Szycia co niemiara, wiosenne porządki też czekają . Musiałam pojechać do Łodzi, gdzie ciągle jeszcze było dużo spraw do załatwienia. Planowałam zrobić to jesienią po zakończeniu remontu w mieszkaniu na dole i złapaniu oddechu. Jak to wyszło wszyscy odwiedzający to miejsce wiedzą. Niestety nie mogłam odkładać wyjazdu w nieskończoność, a że nie jestem zmotoryzowana, musiałam korzystać z transportu zwanego publicznym . Można by o tym powieść rzekę napisać. W skrócie : wszystkie pociągi, którymi miałam wątpliwą przyjemność się poruszać były opóźnione, średnio czyste (to bardzo pozytywne stwierdzenie) i generalnie ilość godzin jaką w nich spędziłam była niepojęta dla zwykłego śmiertelnika. Zaplanowałam sobie wyjazd z uwzględnieniem wizyty u taty we Wrocławiu. Po odpracowaniu obowiązków w Łodzi, te odwiedziny miały być samą przyjemnością. I do pewnego stopnia tak było :-). Spędziłam z tatą trochę czasu , a ostatnio naprawdę rzadko mam taką okazję Spotkałam się z Katarynką,przyjaciółką z czasów tak odległych jak przedszkole . Od tak dawna tam nie mieszkam, że wszystkie inne znajomości odeszły w niebyt. Schody zaczęły się w momencie kiedy to postanowiłam sprawdzić w internecie o której mam pociąg do Przemyśla. Ostątnio jechałam około 9 godz., więc wyobraźcie sobie moje zaskoczenie - okazało się , że teraz ta podróż trwa ponad 11 godz. Zupełnie nie rozumiem czym to jest spowodowane, bo drastycznych robót kolejowych nie zauważyłam. Można by sądzić , że czas przejazdu będzie się zmniejszał, ale jak widać to założenie było ogromnym błędem. Jechałam pociągiem ze Szczecina, więc pełna rezerwacja miejsc. Dostało mi się miejsce w wagonie bezprzedziałowym, więc po tych ponad 11 godzinach wysiadłam w Przemyślu tak obolała, że ledwo dowlokłam się do taksówki. Nieprędko zdecyduję się ponownie na taką podróż. W tym roku jeszcze przynajmniej raz czeka mnie wizyta w Łodzi, ale wcześniej zrobię sobie plan podróży uwzględniający przerwy ;-)).
Żeby nie było tak całkiem narzekająco, koleżanka w Łodzi zawiozła mnie do sklepu fabrycznego i kupiłam za niewielkie pieniądze nici, których zużywam straszne ilości. Tym razem nie bardzo byłam przygotowana na wydatki szmaciarskie, ale przy następnej okazji, dokonam większych zakupów w tym miejscu, które chyba będzie dla mnie miejscem kultowym. Mieści się na ulicy nomen omen Niciarnianej :-).
Wczoraj po raz pierwszy w tym roku posprzątałam trochę podwórko. Nie wiem jeszcze czy moje pnącza przetrwały zimę ,póki co wszystko wygląda nijako. Mimo zeszłorocznych przykrych momentami doświadczeń postanowiłam się nie poddawać i nie zostawiać podwórka li i jedynie wandalom.
Teraz oddalam się do maszyny nadrabiać zaległości.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.