poniedziałek, 11 kwietnia 2011

"głupia jestem, ale to nic nowego jakby, więc co mi tam "

Witam po długiej nieobecności. Niestety dowiedziałam się, że samo korzystanie z serca nie wystarcza i należy też o nie dbać , bo czasem potrafi się zbuntować. Ale już czuję się lepiej, regularnie odwiedzam sercowego doktora, przykładnie łykam lekarstwa i mam nadzieję , że za jakiś czas będzie całkiem ok. Chciałam też podziękować wszystkim, którzy zauważyli brak wieści blogowych i martwili się o mnie :-)). A teraz w kwestii mojej głupoty, która niewątpliwie istnieje, ale w tym konkretnym przypadku dotyczy podwórka przy kamienicy. Otóż zamieszkawszy w starej kamienicy -na planie zabudowy miejskiej z 1895 roku już jest- nie miałam wygórowanych oczekiwań, bo jak wygląda to każdy mieszkaniec widzi. Sama w sobie piękna nie jest, za to ma coś co mogłoby być całkiem przyjemnym miejscem, a jest po prostu..............no szkoda gadać. Jest to mianowicie zamknięte podwórko, na które zasadniczo wchodzą tylko mieszkańcy. W zeszłym roku skupiłam się na stryszku i na podwórko nie miałam ani czasu, ani też chęci niestety. Teraz jednak większość tego co mogłam zrobić na stryszku już zrobiłam i naszła mnie chęć na prace ha ha społeczne. Możliwości mam niewielkie bo niestety nagłe wzbogacenie nie stało się moim udziałem, więc głównie miało to polegać na zrobieniu porządku i ewentualnym posadzeniu kilku roślin. Jak wiadomo nawet małymi kroczkami można do czegoś dojść.Zaczęłam od rozmowy z właścicielem posesji, żeby nikt nie powiedział, że coś tam robię bez pozwolenia itd. Ku mojemu zdziwieniu zostałam potraktowana bardzo przyzwoicie i nawet zaproponowano mi nieodpłatna dzierżawę komórki w murze oporowym. Zdziwienie brało się z tego, ze Pan jest raczej oporny w robieniu czegokolwiek na terenie swojej własności. Spisaliśmy formalną umowę i byłam cala w skowronkach dopóki nie otworzyłam drzwi owej komórki. Woń była powalająca, a "dobro" wszelakie piętrzyło się po sufit.
Prawie odechciało mi się jakiejkolwiek działalności sprzątająco-ogrodniczej. Jako, że zima jeszcze była drzwi zostały zawarte na głucho, a ja czym prędzej oddaliłam się na stryszek. No, ale w końcu wiosna nadeszla i sumienie mnie ruszyło. Dzisiaj był wielki dzień inauguracji robót porządkowych. Od razu mówię , że wyrzucanie wszystkiego nie było moim dziełem. Jutro mam zamiar walczyć z mniszkiem i może umyć coś z rzeczy, które zamierzam wykorzystać , czyli stare wiadra i czajniki hi hi. Większość mieszkańców orzekła, że jestem nienormalna , bo nikt tu nic takiego nie robił ( co widać jak na dłoni niestety). Ale mam nadzieję , że jak już zacznę to może jakaś litościwa dusza się przyłączy :-) i, że mieszkająca na parterze rodzina zdoła powstrzymać się od dewastacji. Na części podwórka jest całkiem przyzwoita trawa, niestety pozostała część została dodatkowo zdewastowana przy przebudowie strychu. Trawy tam nie uświadczysz, za to mniszek występuje w ilościach zatrważających. Lubię go na łące, ale tutaj raczej wolę go nie oglądać. Ogrodnik ze mnie żaden, ale może uda mi się coś zmienić nie tylko na podwórku :-)), ale i w ludzkim podejściu. Ciągle jestem naiwna, ale co mi tam.

"dobra" nieomalże archeologiczne hi hi

niezidentyfikowana ciecz o dużej gęstości wypełnia wiaderka, które mam zamiar wykorzystać jako , powiedzmy doniczki

zardzewiały złom, ku mojej nieukrywanej radości znalazł już chętnego

a ta sterta chyba nie wymaga już żadnego komentarza, zadziwia mnie tylko jak ludziom udawało się wrzucać to wszystko do komórki, skoro była zamknięta na zardzewiałą kłódkę , do której nie było klucza??????????

i na koniec zdjęcia opróżnionego prawie całkowicie obiektu, trzeba będzie go jeszcze doprowadzić do stanu używalności, co nie będzie takie proste bo wszystko to było zanurzone w czarnej mazi brrrrrr.

okropność po prostu, a wszystko to na własną prośbę, więc może jednak pozostali mieszkańcy mają rację co do stanu mojego umysłu

Z tym optymistycznym ;-) akcentem kończę i serdecznie pozdrawiam
niewątpliwie stuknięta mieszkanka stryszku.