czwartek, 22 lipca 2010

"porządkowanie szmatek...tak jakby ;-) "

W kwestii szmatkowych serduszek powiedziano, czy też raczej uszyto już wszystko. Są serca zgrzebne i bardzo ozdobne, romantyczne i pachnące. Czyli nic nowego w tej kwestii nie wymyślę. Tak ogólnie to upał na stryszku okropnisty jest, więc nic się nie chce, czy też raczej nie daje robić. Postanowiłam więc zrobić porządki z moimi szmatkowymi pudłami. Przy przeprowadzce upychalam je jak popadło i teraz jak chcę coś uszyć to muszę grzebać we wszystkich pudłach. Efektem tego jest okropny bałagan, bo jak już mnie najdzie ochota na szycie to siadam przy maszynie a cała szmaciarnia leży porzucona. Tak więc pełna dobrych chęci zaczęłam porządki, niestety... po drodze popatrzyłam tak na te skrawki i tak jakoś ....nie mam nadal porządku. Z drugiej strony (tak się pocieszam), ociupinka skrawków zmieniła się w coś jakby ładniejszego :-)).
Pozdrawiam i z utęsknieniem czekam na lekkie ochłodzenie.

niedziela, 18 lipca 2010

"w moim...ogródeczku ;-)"

Na stryszku jest okropniście gorąco. O klimatyzacji jeszcze długo nie ma co marzyć, więc tylko wiatraki chodzą. Moje dachowe kwiatki piją wodę jak smoki, ale jak na razie mają się całkiem dobrze. W tym roku eksperymentuję, więc niezbyt ciekawie to wygląda. Na przyszły rok wymyślę jakieś osłonki na skrzynki, albo może jakieś inne parapety. Zaraz po przeprowadzce nie myślałam o kwietnikach, ale wiosną jak widziałam sadzonki na rynku... Tak więc w tym roku próbuję. Wiem już , że bratki czują się na dachu całkiem dobrze, dopóki nie zaczęło lać przez dwa tygodnie niemal bez przerwy były naprawdę pokazowe. Z pierwszych sadzonek uchowała mi sie tylko zwykła zwisająca pelargonia. Po deszczach wygladala okropnie, ale korzenie twardo siedziały w ziemi, więc stwierdziłam, ze zawsze zdążę wyrzucić i wydobrzała. Niestety dwa inne gatunki nie przetrwały, tak samo jak rozne drobne kwiatki wykorzystane w charakterze wypełniaczy skrzynek. Kupiłam potem malutkie iglaczki i te rosną jak na drożdżach . Starzec i lawenda też są piękne. W kwestii sadzonek lawendy, wiem już , że nie należy kupować ich w żadnych marketach. Tylko te z rynku maja się dobrze, Natomiast zadziwiły mnie aksamitki :-)), na balkonie rosły tak sobie, a na dachu kwitną jak szalone. Niestety zdjęcia niezbyt mi wyszły, dzisiaj już od poranka światło razi i nawet udało mi się poparzyć łapy o krawędź ramy okiennej :-(. W każdym razie pierwsze zdjęcie to widok z poziomu podłogi, a reszta z drabinki. Niewieki ten mój "ogródeczek, ale cieszę się, że jak popatrzę w okno to widzę kwiaty.







Ten iglak to mój ostatni nabytek, mam nadzieję, że uda mi się przetrzymać niektóre rośliny przez zimę na korytarzu. jest tam ogromny parapet i wprawdzie niewielkie okno dachowe, ale może światła wystarczy.

poniedziałek, 12 lipca 2010

"Jarmark garncarski w Medyni Głogowskiej"

W niedzielę zadzwonili znajomi, że wybierają się na Jarmark garncarski do Medyni Głogowskiej i mają miejsce w samochodzie. Pojechalam oczywiście bardzo chętnie. Z niejakim wstydem przyznaję , że nie miałam pojęcia ani o owej Medyni, ani o tym, że to zagłębie lepienia czy też toczenia garnków glinianych. Wioska leży około 60 km od Przemyśla. Jarmark jest tam organizowany og kilkunastu lat i muszę przyznać, że cieszy się najwyraźniej wielkim powodzeniem, bo takich tłumów to dawno nie widziałam. Można sobie obejrzeć Zagrodę garncarską

wnętrze chaty, aczkolwiek trudno było zrobić jakieś szczególnie fajne zdjęcia bo w oczy właził np.: czajnik elektryczny na piecu przy glinianych garnkach, albo plastikowe wiadro z mopem w sieni :-(. Może to i był zabawny element, ale chyba niezupełnie o to chodzi


zestaw dla praktykującej z zapałem praczki :-))




kolo garncarskie ze wspomaganiem :-)

wyjątkowo cierpliwe osoby mogły spróbować swoich sił, niestety trzeba było czekać w długachnej kolejce, a upał był niemożliwy, ale robią tam wakacyjne warsztaty, wiec kto wie może spróbuję...

piec w chacie (nie wiem czy ta skóra z dzika stanowi element niezbędny przy wypalaniu, czy też to taki "dizajn" ;-), coby hm ładniej było?)

inny piec na podwórku

i cos co mnie niezmiernie ucieszyło, prawdziwe jarmarczne zabawki :-)), słońce było okropne i kolory niezbyt wierne, ale i tak sama radość

na terenie zagrody kramy były tylko z polskim rękodziełem. Mogło się podobać, albo nie, jak wiadomo to rzecz gustu, ale była to nasza własna twórczość, a nie chińska. Oczywiście chińszczyzna również była i fruwające krokodyle, ale poza zagrodą. Do pełnego szczęścia zabrakło mi tylko obwarzanków na sznurku :-).


tu już mniej ludowo, ale też przyjemnie

nabyłam sobie oczywiście miejscowy wyrób. Oprócz "cudowności" będących ukłonem w stronę turystów nie brakowalo tradycyjnych, zupełnie zwyczajnych wiejskich dzbanków i garnków za naprawdę niewielkie pieniądze.

Pozdrawiam serdecznie :-)

sobota, 10 lipca 2010

"Noc Kupały cd."

Przy zapadającym zmierzchu zapłonęły ogniska i śpiewający korowód przeszedł w stronę Sanu.

Były tez wspólne skoki przez ognisko, niestety przez niedostatek umiejętności uwieczniłam to w charakterze zmaz przeróżnych, więc jakby lepiej było tego nie pokazywać.

Potem najpierw młodzieńcy ustawili się w rzece oczekując na śpiewające dziewczęta :-)

dobrze, że dzień był upalny i woda nieco się ogrzała.


pierwszy wianek płynie

Możecie nie wierzyć, ale ten wir to nurkujący chłopak. Rzucił się w nurt z prawdziwym poświęceniem :-) i wzbudził ogromny podziw i aplauz tłumu ludzi na brzegu.

inni wyławiali wianki już bez takiego poświęcenia

ciekawe czy wianki były wybierane na chybił yrafił, czy jednak chłopcy polowali na konkretne? :-)

"Noc Kupały"

Mamy dzisiaj w Przemyślu imprezę organizowaną przez miejscowy oddział Związku Ukraińców w Polsce czyli Noc Kupały. Na wejściu wyglądało jak na każdym innym jarmarku. Czyli "cudowna"chińszczyzna i balony z Myszką Miki. Mialam nadzieję, że jak zapewniały reklamy na plakacie bedzie kiermasz rękodzieła i warsztaty. Ciut rękodzieła było i owszem, ale takiego mocno dla turystów niestety. Żadnych warsztatów nie udało mi się zobaczyć, a byłam bardzo ciekawa jak się robi lalkę "krywulkę" cokolwiek to jest :-(. Najbardziej podobały mi się hafty nad, albo pod ;-) straganami z jadłem i napitkiem.







Po oficjalnym otwarciu imprezy, czyli jak zwykle władze miejskie i związkowe zaczęła się część artystyczna. Występowały dzieci i młodzież z Zespołu Szkół Ukraińskich w Przemyślu. I tu musze powiedzieć, że tylko można im pozazdrościć szacunku dla kultury i tradycji. Ale może to już tak jest, że najbardziej dbają o to mniejszości narodowe. Występy były naprawdę miłe dla oka.








Najbardziej podobał mi się występ Kwartetu ze Lwowa. Panowie śpiewali tak, że ciarki chodziły po plecach i nawet nagrałam film. Wprawdzie tylko aparatem i dość nędznie, ale miałam nadzieję, ze chociaż trochę odda to co zaprezentowali. Niestety póki co nie udało mi się dodać filmu :-(. Najwyraźniej coś sknociłam, więc może ktoś mi poradzi jak to zrobić?