niedziela, 30 maja 2010

"przedpokój"

Po ulewach i ostatnim gradobiciu z moich dachowych upraw tylko takie "kwiatki" zostały ;-)). Będę musiała posadzić nowe sadzonki, bo to co przetrwało robi bardzo żałosne wrażenie :-(.
Cały miniony tydzień zajmowaliśmy się przedpokojem. Nie bardzo lubię laminat, ale tym razem uznałam, że na przedpokoju będzie najlepszym wyjściem. Wszystkie drzwi są z okleiny klonowej więc będę się tego trzymać. Zamówiłam szafę i niestety na żadne przedpokojowe inwestycje już nie starczyło. Poza tym ceny regałów na wymiar były nieco powalające. Przedpokój jest mały i nieco pokręcony więc żaden gotowy mebel nie pasował, a ciągle jeszcze wchodziły mi pod nogi kartony z książkami. Minęło trochę czasu, uściboliłam ciut pieniędzy i po kilku wizytach w Castoramie uznałam, że nie ma wyjścia robimy regał na książki sami. Za kuchennymi drzwiami był mały zakamarek szeroki na 50cm i głęboki na 20,5 cm, za to wysoki 260 cm od ściany, a 280 do skosu. Podłoga jest krzywa, więc wykorzystaliśmy metalowe regulowane nóżki. Potem na fali dzialalności meblowej udało się jeszcze zrobić dwie półki. Udało mi się pomieścić prawie wszystkie książki, które nie zmieściły się w innych pomieszczeniach. Mozna powiedziec , ze jestem zadowolona z efektu, chociaż zdjęcia nie bardzo go pokazują, ale zrobienie zdjęć w wąskim i wysokim pomieszczeniu przekracza moje umiejętności.





W starym mieszkaniu mieliśmy wszędzie położona teracotę, co przy trzech kotach bylo najlepszym rozwiązaniem. Tutaj są panele na dodatek w bardzo poślednim gatunku i trzeba je czymś przykryć. Nie jest to takie proste. Do kuchni kupiłam dywanik z sizalu, który jest podobno bardzo wytrzymały, niestety widać na nim każda plamę. Wędrując po dywanowych sklepach zobaczyłam dywan, w którym się po prostu zakochałam. Był piękny, ręcznie tkany z wełny i oczywiście z przewagą czerwieni. Było to uczucie li i jedynie platoniczne . Cena wykluczała jakikolwiek bliższy kontakt z obiektem uwielbienia :-((. Niestety wpadłam po uszy i stwierdziłam, że tak czy siak jak już muszę mieć jakieś chodniki to tylko takie. Spędziłam kilka godzin przeglądając allegro i ten dywanik na poniższym zdjęciu jest pierwszym efektem mojego afektu hi hi. Jest bardzo zniszczony, ale już go nieco podratowałam, najpierw wyrównując brzegi,potem wiążąc nitki osnowy i wreszcie przeszywając łańcuszkiem ponad węzłami. Mam nadzieję , że to powstrzyma dalsze zniszczenia. Teraz jeszcze trzeba połatać boki bo prawie wszystkie nici puściły. Cena była niewielka, a ktoś tkając go wlożył w to tyle pracy,więc mogę i ja poświęcić mu trochę czasu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dla większości ludzi to po prostu śmieć, ale lubię "śmieci" :-)).

i kolorowe butelki na belce. Wyglądaja bardzo efektownie, szczególnie jak są oświetlone.


Pozdrawiam z burzowego Przemyśla.

piątek, 21 maja 2010

"ptaki, koty i bizutki"

Jakoś bardzo lubię duże korale i te powyżej są nawet bardzo duże, na szczęście nie są ciężkie, chociaż pewnie i tak bym je nosiła :-)) i całkiem niedawno zrobiona bransoletka z kolczykami. Bursztyny i srebrne wisiorki. Całość z ulubionego cyklu "dyndające".

tym razem udało mi się zrobic zdjęcie Norze, co nieczęsto się zdarza. Jest to "kot widmo", którego ulubionym zajęciem jest ukrywanie się. Wystarczy, że na dole trzasną drzwi i kot znika. Kiedyś zaprzyjaźnione dziecko bezskutecznie wypatrując Nory zapytało "ciociu, jesteś pewna, że masz trzy kotki?"

Po kilku dniach deszczu i zamkniętego okna wreszcie można wyjrzeć na świat. Ostatnio przy okazji wylewania wody ze skrzynek z kwiatami Gacek po moich plecach uciekł na dach. Siedział na nim chyba z godzinę i nie przeszkadzał mu ani padający deszcz, ani najpierw błagająca, a potem wygrażająca "mamusia". Cwaniak jeden podchodził do okna zaglądał a jak tylko próbowalam drania złapać oddalał się na bezpieczną odległość. Po jakimś czasie oczywiście znudziła mu sie ta zabawa i postanowił pozwiedzać drugą stronę dachu przy okazji doprowadzając mnie prawie do zawału. W końcu udało mi się go złapać, był cały mokry i oczywiście obrażony. Teraz muszę zamykać drzwi zanim otworze okno, bo jest po prostu błyskawiczny i ma jakiś czujnik chyba bo natychmiast się pojawia za plecami.

zamiast pokrowców na fotele znowu szyłam ptaki ;-), jeden zamieszkał na ostatnim wianku jaki mi został z zeszłego lata, wczoraj narysowałam sobie prawie wróbelka i zobaczę jaki mi z tego wyjdzie ptaszek :-))

a ta krowa niestety jest kolejnym dowodem na to, że jestem rupieciarą. wybrałam się do wiadomego sklepu, żeby zobaczyć czy nie ma ciekawych szmatek (zupełnie mi nie przeszkadzało, że już tych co mam nie mam gdzie upchnąć) i zobaczyłam to "ohydełko". Kosztowało całe 3 zł i jak widać nie mogłam się oprzeć. Ciekawe czy taka skłonność do gromadzenia rupieci to jakaś choroba ?


Woda w Sanie opada i pokazało się słońce, może wiosna jednak powróci
pozdrawiam serdecznie

niedziela, 16 maja 2010

"mój dachowy kwietnik"

Okropnie dziś leje i mam nadzieję, że moje skromne "uprawy" nie ucierpią za bardzo. Szaro -buro to wygląda i na razie kwiaty jeszcze niewiele urosły, ale jak patrzę na okna to jakoś mi radośniej.

dwa okna w pokoju (za trzecim koci wybieg :-) ) i okno kuchenne

a na zdjęciu poniżej wnęka kominowa zasiedlona przez moje misie. Wreszcie wydobyłam je z pudła na światło dzienne. Za zasłonką ukrywa się piwniczny regał wypełniony pudełkami z moimi "szmatkowymi zbiorami". Nazbierałam straszne ilości dobra szmacianego, ale zabieram się za szycie, więc jest nadzieja, że zostaną przerobione na coś miłego dla oka :-). Jutro mam w planie uszycie pokrowców na fotele i kto wie, może uda mi się w tym tygodniu zakończyć zmagania z mieszkaniem.

pozdrawiam serdecznie i deszczowo

niedziela, 9 maja 2010

"i zostałam teściową ;-)"




Po wielu deszczowych dniach wczoraj w Krakowie było słonecznie i ślub udał się znakomicie. Jak widać Państwo Młodzi uśmiechnięci i szczęśliwi, a mi bez żadnego wysiłku z mojej strony dostała się całkiem dorosła córeczka :-)), na dodatek też Marysia. Zrobiłam duuuuużo zdjęć, ale jak zwykle kiedy mi zależało, to wyszło jak wyszło czyli szkoda gadać. Dobrze, że inni też pstrykali, więc pocieszam się, że dostanę jakieś ładne.
Wczuwając się w rolę pozdrawiam wszystkich po raz pierwszy jako teściowa ;-)

czwartek, 6 maja 2010

"kot na dachu i bratki"

Dawno nic nie napisalam, ale znowu "złe" mnie dopadło i wszystko legło odłogiem. Ale jak zwykle nic nie trwa wiecznie, nawet "złe" i znowu zabieram się do pracy. Widok z okna kuchennego coraz lepszy :-)) jak widać na powyższym zdjęciu. Mam parapety za każdym oknem i powoli pojawiają się na nich kwiatki. Koty też dostały możliwość wychodzenia na dach. Wprawdzie w niewielkim zakresie, ale lepsze tyle niż wcale.

Gacuś widziany z ulicy powyżej domu. Najchętniej korzysta z tej klatki dla "królików". Od dwóch dni pada deszcz, okno zamknięte, więc leży na fotelu i tęsknie spogląda.

Widok od strony pokoju, chodniczek służy do wchodzenia i bardzo dobrze sie sprawdza w tej roli :-)

i jeden z parapetów, na razie tylko z bratkami, ale w kuchni mam juz pelargonie, a pod innym oknem, malutkie iglaki. Mam też plany "ogrodnicze" tylko czekam na sadzonki, bo na razie niewielki wybór na rynku. Mam nadzieję , że latem będzie to nieżle wyglądało. W tym mieszkaniu najbardziej mi brakuje balkonu, więc może uda się stworzyc jakąś niewielką namiastkę.
i jeszcze śpiące koty dwa, trzeci zadekował się na materacu pod łóżkiem, czyli Nora znalazła sobie spanko adekwatne do imienia :-))


Pozdrawiam serdecznie :-))