niedziela, 11 grudnia 2016

"patykowa wersja wianka na drzwi"

W tym roku jestem zakręcona na patykowe choineczki. W związku z tym zamiast wianka świątecznego na drzwiach zawiśnie  coś takiego
planuję jeszcze dodać drucik z ledami, ale chwilowo brak takowego w domu. Zdjęcie tak na gorąco, dopiero skończyłam owo "dzieło" ;-) i trochę ciemnawo na stryszku. Zastanawiam się też czy nie pobielić domku i pewnie jeszcze to i owo zmienię, ale ogólnie może być.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku

sobota, 10 grudnia 2016

"jeszcze w temacie kotów (sweterkowych drani)"

Gruby i chudy, czyli trochę jakby na wzór Gacusia i Antośka. Szary to Zygmuś a pomarańczowy Paluszek ;-).
Od ostatniego postu zrobiłam kilka wianków, serduszek i innych świątecznych ozdób, ale szło to z ręki do ręki i nawet nie zdążyłam zdjęć zrobić. Do domku jeszcze nic :-(. Pogoda jakaś zniechęcająca a czas umyka, do świąt już tylko dwa tygodnie,ech...
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku
p.s. Diablik dotarł do właściciela i skoro razem śpią to chyba się spodobał ;-).

wtorek, 22 listopada 2016

Stefan ?, Diablik, dranie w wersji mini

Antoś został przyłapany kilka razy jak z zapałem ciągnął lalkę golasa za rękę lub nogę. Okazało się , że był po prostu ciekawy co też lalka ma w głowie. W wyniku tych działań pozostawił lalce dwie pokaźne dziury w głowie ;-(. Posiadam niestety zwyrodniałą wyobraźnię i już na etapie szycia twarzy lalka ma imię, które mi się narzuca. To był Stefan i przecież nie mogłam tak po prostu Stefana wyrzucić. Naszyłam mu łaty na oblicze i mimo wszystko postanowiłam przyodziać. I tu pojawia się pytanie : czy to aby na pewno jest Stefan?, może jednak Stefanka?

Włosy przewidziane dla chłopaka, ale ubranie takie jakieś mi wyszło niekoniecznie chłopięce ;-). Tak to jest jak się szyje bez planu i nadaje swoim wytworom osobowość już na etapie szycia hi hi.
Tak samo było z kotem zaklepanym przez Piotrusia, który nazywa się Diablik, bo czyż to imię samo się nie narzuca od pierwszego spojrzenia ?

i w koleżeńskiej zgodzie ;-)
Diablik nie jest duży, bo i sweterek, z którego powstał był niewielki.
Z resztek pozostałych po dużych kotach uszyłam koty niewielkie. Na razie dwa, ale pewnie będzie więcej :-). Oto Maniuś i Franuś.

Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.




niedziela, 13 listopada 2016

" zasypało, zawiało nas "

No i mamy pierwszy śnieg w tym roku. Nie żałuje sobie i sypie od wczorajszego wieczora.


Trochę koloru z otrzepanych i postawionych kwiatków. Jeszcze wczoraj wyglądały całkiem ładnie. Dzisiaj poprzewracane doniczki i połamane łodygi. Na początek ciut za dużo tego śniegu ;-). Spędziłam w tym tygodniu kilka godzin na podwórku sprzątając przekwitłe rośliny i zbierając liście. Zostawiłam  to co jeszcze dobrze wyglądało i to był błąd hi hi.

Odśnieżyliśmy przed kamienicą i dojście do kontenera na podwórku i ja jako ofiara śniegu hi hi.


Serdeczne pozdrowienia z zaśnieżonego stryszku.



czwartek, 3 listopada 2016

"z patyków"

Wieje i pada. Wyjątkowo mokra ta jesień. I kawałki gałązek leżą na chodniku, nic tylko zbierać ;-). Oczywiście nie mogłam się oprzeć. Najbardziej lubię takie z niespodzianką .Jeszcze nie wiem czy tak je zostawię , czy może jakoś przyozdobię. Na razie wiszą i schną.
 Nie są duże. Mają około 20 cm wysokości. Może zamiast świątecznego wianka na drzwi ? W zeszłym roku na blogach takie gałązkowe choinki, tylko większe były bardzo popularne. To chyba dobry znak, że zaczyna mi się znowu chcieć cokolwiek robić.
 To jest moja ulubiona ;-).
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.

wtorek, 25 października 2016

"kocyk w poprzek"

Udało mi się skończyć jedną z robótek dłubanych w "dołku". Wcześniej zrobione kwadraty leżą odłogiem , ale niestety ich łączenie wymaga większego zaangażowania niż powtarzanie tego samego wzoru. W przerwach między paskami zrobiłam jeszcze inne kwadraty. Kiedy skończę te kocyki tego nie wie nikt hi hi. Ale wracając do kocyka "w poprzek" ;-). Tym razem chciałam zrobić coś innego niż wielki kwadrat, ale równie prostego i padło na paski. Kolory wybrałam wiosenne i oczywiście zaczęłam bez żadnego konkretnego planu. Zrobiłam łańcuszek na oko i dopiero na wysokości mniej więcej 50 cm wyszło mi , że cokolwiek za długi był on. Czyli kocyk ma szanse na szerokość, ale na długość już niekoniecznie. Oczywiście nie miałam zamiaru pruć dzieła rąk moich . Stan ducha miałam taki, że jak bym owo dzieło spruła, to ta włóczka nie miałaby już żadnej szansy na jakiekolwiek przetworzenie. Więc robiłam dopóki starczyło mi różowego i białego, których to kolorów miałam mniej. Potem się zniechęciłam, bo nie dość, że humor nie dopisywał to jeszcze wyszło szerokie i krótkie. Leżało w koszyku, a ja oczywiście chwyciłam się za coś innego czyli wianek.  Ale przychodzi kres wszystkiego i mój podły nastrój też zaczął się poprawiać. Pomyślałam sobie, że obrobię to co zrobiłam i zobaczę jak wyjdzie. Jakoś wyszło ;-) .


Kolory są w realu cieplejsze. Jak na bardzo "zdołowany" kocyk i tak wyszedł nieźle.
A ku ozdobności świecznika wykorzystałam dostane kiedyś( na pewno coś z nich zrobisz) nadtłuczone banieczki. Nie wiem jak sukulenty to przeżyją. Na razie o dziwo koty zostawiły je w spokoju.

Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.

wtorek, 18 października 2016

"sezon na wianki "

Zmobilizuj się kobieto, tak sobie mówię codziennie rano. Efekt jak na razie mizerny. Ale i tak od tego zaczynam dzień. W końcu kiedyś zadziała. Na początku września byłam jeszcze pełna zapału. Chociaż plany remontowe na ten rok padły postanowiłam  przynajmniej pomalować sufit. Zajęło mi to cztery dni i byłam bardzo dumna z siebie. Jeszcze na fali zapału do pracy, przy nieco niechętnym udziale męża dokonałam rozbiórki kanapy i nie tylko zapał, ale wszystko inne mnie opuściło i odjechałam. Dołki różne zdarzały mi się wcześniej, ale ten jest najgorszy. Wiele zaczętych robót zawala niewielkie mieszkanie, a ja zaczęłam sobie pisać karteczki z zadaniami, żeby zmusić się do jakiegokolwiek działania. I powoli karteczki zaczynają działać. Jak już opanuję ten chaos we mnie i wokół mnie pokażę co z niego wyszło ;-).
W niedzielę jakoś tak mi się zachciało , więc  korzystając z zachcianki zrobiłam wianek w prezencie dla miłej współuczestniczki protestu.
Pierwszy tej jesieni - wianek bukowy
Najprostszy, ze szmatkowych kwiatków, ale i tak cieszy. Sam wianek nawinęłam z obciętych pędów podwórkowego winobluszczu.
I zrobiony jeszcze latem z lawendy nawijanej na podstawę z winobluszczu. Już bardzo kruchy, ale i tak przypominający wakacje z Piotrusiem.
A dla miłośników stryszkowych kotów - Antosiek ;-)
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku



piątek, 7 października 2016

"czarny protest'- komentarz do komentarzy

Ostatnio gorzej się czułam i trochę mi siadła psychika, stad długa przerwa. Ale śledziłam co się dzieje w sprawie ustawy antyaborcyjnej i kiedy w poniedziałek zadzwonił do mnie kolega, że za godzinę zaczyna się protest na Rynku zebrałam się w sobie i poszłam. Dlaczego to zrobiłam?- wcale nie dlatego, że jestem gorącą zwolenniczką aborcji. Uważam jednak , że ten projekt jest po prostu potworny. Na stronie projektodawcy jest tylko suchy tekst ustawy, więc ja akurat nie bardzo pojmuję jak to ma wyglądać w praktyce. Np. matka dziecka poczętego jeżeli poroni nieumyślnie nie będzie podlegała karze więzienia. Czy to oznacza , że każde poronienie będzie badane przez sąd, który zadecyduje jak doszło do poronienia i ewentualnie nie ukarze , albo jednak ukarze matkę? Jaka ma być kwalifikacja takiej decyzji? Karze ma podlegać osoba, która przyczyni się do poronienia i tu brnąc w opary absurdu- czy jak matka opiekując się posiadanym dzieckiem poroni swe dziecko poczęte to matka i owo posiadane dziecko będą uznani za winnych poronienia? Odnoszę wrażenie, że oprócz punktu zobowiązującego Państwo do pomocy matce w przypadku uzasadnionego podejrzenia, że do ciąży doszło w wyniku czynu karalnego lub dziecko poczęte urodzi się z ciężkimi wadami jest w projekcie mowa wyłącznie o karach jakim ma podlegać ewentualna matka, lekarz, jak również osoby wokół  matki. Jak ma wyglądać owa pomoc do której zobowiązane zostanie Państwo? Jak na razie ta pomoc jest delikatnie mówiąc daleka od ideału. W zasadzie każdy z punktów projektu budzi moje wątpliwości. Postępowanie w przypadku zagrożenia życia , czy też badania prenatalne. Brak precyzji daje możliwości do bardzo dowolnej interpretacji.
To jest jakby punkt pierwszy.
Punkt drugi dotyczy kobiety jako takiej. Już obowiązująca ustawa jest bardzo restrykcyjna, na dodatek wielu lekarzy uchyla się od wykonywania jej zapisów w dozwolonych przypadkach. Podobno mamy  równość płci wobec prawa, ale w praktyce niezupełnie tak jest. Zadziwia mnie jak wielu mężczyzn wypowiada się w tej kwestii w sposób radykalny, a przecież wprawdzie można dokonać zapłodnienia komórki poza organizmem kobiety, ale już ten organizm jest niezbędny do rozwoju tejże. Czyli bez kobiety nie ma dziecka. Dlaczego więc dąży się do pozbawienia kobiety prawa do podejmowania decyzji dotyczącej jej życia ? Ilu z tych radykalnych obrońców życia w przypadku trudnej sytuacji oddali się w podskokach ? Ich nikt nie planuje karać za porzucenie matki z chorym lub pochodzącym z gwałtu dzieckiem. Abstrahując od wyboru jakiego dokona,  kobieta powinna ten wybór mieć.
I punkt trzeci w kwestii komentarzy. Czy naprawdę osoby myślące inaczej niż protestujące kobiety muszą je tak obrażać? Przecież nie ma przymusu dokonywania aborcji. Jeżeli ktoś jest ze względu na wiarę, przekonania , zresztą obojętnie czym się kieruje przeciwny to niech tego po prostu nie robi. Z komentarzy dowiedziałam się że,
jestem morderczynią nienarodzonych
lewacką szmatą (to delikatnie, bo było bardziej wulgarnie)
osobą sterowaną przez jakieś "tefałeny", która sama nie wie o co protestuje bo projektu na pewno nie czytała ( ja czytałam na stronie projektodawcy, ale jest też dostępny na wielu stronach w internecie)
babą po menopauzie - cóż baba po menopauzie nie przestaje być kobietą. Na temat ustawy bardzo wiele do powiedzenia ma posłanka Krystyna Pawłowicz, która jest nie tylko po menopauzie, ale też dzieci nie posiada. Jak również wielu panów, którzy wprawdzie po menopauzie nie są , ale dzieci nie rodzili. I  kolejni panowie, którzy są kawalerami w zaawansowanym wieku i wielu z nich uważa, że "kobieta jest tylko trochę gorsza od mężczyzny" o czym zapewniają z ambony. I tu komentujący nie mają zastrzeżeń, więc dlaczego mają je w przypadku protestujących kobiet ?
wygłupiam się i ośmieszam zamiast domem się zająć
jestem kanalią
pie....ą feministką
czerwoną hołotą
i.t.d. w tym stylu
Protest w Przemyślu w stosunku do innych miast był niewielki, ale jestem dumna, że się odbył i mogłam wziąść w nim udział. Nie wymagam, żeby wszyscy podzielali moje poglądy, ale powinnam mieć do nich prawo i domagać się ich poszanowania tak samo jak poszanowania swoich domagają się ci, którzy myślą inaczej.Obrzucając błotem nie zmienicie poglądów kobiet i wspierających je mężczyzn, którzy też uczestniczyli w proteście. Wyśmiewanie i pogarda nie prowadzą do porozumienia. To wszystko jest bardzo smutne. I na koniec pytanie - ilu z tzw. obrońców życia poświęca swój czas na pomoc matkom chorych dzieci? ilu z nich pracuje jako wolontariusze w zakładach gdzie spędzają całe swoje życie osoby niezdolne do samodzielnej egzystencji ?
Nie wiem czy komuś będzie się chciało czytać ten przydługi wpis na temat omówiony wzdłuż i wszerz, ale milczenie oznacza przyzwolenie, a ja się stanowczo nie zgadzam.
 Jesienne pozdrowienia ze stryszku





czwartek, 1 września 2016

"tanie dranie czyli drugie życie przymałych sweterków"

O tym , że nic nie wyrzucam( bo przecież może się przydać) pisałam już wielokrotnie. W ten właśnie sposób stałam się posiadaczką pewnej liczby przymałych i przyfilcowanych sweterków. Teoretycznie był plan wykonania z tychże kocyka. Taki wieloletni był ten plan bo sweterków przybywało, a kocyka nikt nie zobaczył. Ale we wtorek wieczorem mnie napadło, poleciałam do szafy złapałam pierwszy z brzegu dostępny sweterek i oto są tanie dranie czyli Stasiek i Adasiek

napad był nagły do uszycia tych dwóch, ale pomysł zrodził się kilka dni wcześniej. Próbowałam narysować mordki, a z rysowaniem to u mnie kiepsko, ale jak na pierwszych drani są ok. Musze im jeszcze sprawić porteczki i będą już całkiem do wyjścia ;-)). Sweterki dofilcowałam w pralce coby więcej zesztywniały, ale koty i tak uszyłam ręcznie bo lubię po prostu. Są dosyć duże bo w założeniu mają być przytulaśne ;-). Wielkość osobnika zależna od wielkości sweterka.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku

wtorek, 16 sierpnia 2016

"wakacyjnie ;-) "

Bardzo dawno nic nie szyłam. Tak naprawdę od kiedy wpadłam w szpony "wielkiego kwadratu" ;-). Ale bardzo chciałam zrobić szmaciany prezent dla dawno niewidzianej Anetki, a raczej jej dzieci i wyciągnęłam maszynę z niebytu.
 Jasiek i Rózia.
Kamieniczki czyli domkowy obrazek.
Na razie tyle, ale mam nadzieje , że to początek i będzie więcej.
Zdrowotnie bez zmian czyli nic nie rośnie. Cieszymy się wakacjami z Piotrusiem
robimy letnie bukiety
i objadamy się takimi pysznościami (chociaż jak widać na zdjęciu niektórzy nie powinni nawet przebywać w pobliżu ;-(( ).
I tak jeszcze do soboty ;-).
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.



poniedziałek, 25 lipca 2016

"inspiracja kolorowym światem Rice "

Uff, wreszcie po niemal miesięcznym oczekiwaniu mamy klimatyzację. Działa od dwóch godzin i różnica jest, ze hej. Wreszcie da się żyć. Mam nadzieję, że będzie działać sprawnie i nie puści nas z torbami.
A teraz robótkowo. Kupiłam sobie jakiś czas temu książkę Happy Home. Głównie dla oczu i chociaż szmaragdowe zielenie , niebieskości i fiolety to nie całkiem moja bajka bardzo lubię pozytywną energię jaką emanuje.
Zimą zrobiłam pierwszy kolorowy kocyk, który spodobał się Piotrusiowi i teraz zrobiłam drugi dla siebie na jesienne wieczory. Mam też w planie uszycie poduszek, oczywiście z recyklingu ;-). Będą czerwono, różowo, pomarańczowe.

Kocyk jest mniejszy od poprzedniej kapy i ma tylko 160/160 cm.
Mam nadzieję , że teraz jak na stryszku będzie chłodniej będę mogła coś dłubać nie tylko rano i wieczorem. Wczoraj nawet zaczęłam koszyk na szydełku. Będzie się składał z pięciu kwadratów. Kupiłam kiedyś w miejscu kultu sznurek za jedne 3 zł i tak sobie leżał. Na koszyk powinien być bardzo dobry, przynajmniej taką mam nadzieję ;-).
i zrobiłam pierwszą przymiarkę ułożenia kwadratów

powinna wyjść całkiem fajna kapa.
Na razie to tylko przymiarka, bo w czwartek jadę do Gliwic i potem na kilka dni do Wrocławia. Przez utrudnienia związane z Krakowem trochę mi się skomplikowały plany podróżne, ale jakoś mam nadzieje uda się to ogarnąć.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.



piątek, 8 lipca 2016

"kapa skończona ;-) i plany orzeźwienia na stryszku "

Gorąco i jeszcze bardziej gorąco. Nieplanowany wydatek mnie czeka. Na stryszku trudno wytrzymać i zdecydowałam się na założenie klimatyzacji. Niestety klimatyzatorów brak i trzeba czekać. Część wyjąca będzie na zewnątrz i póki co nie wiem gdzie będzie część chłodząca. Nie ma za bardzo odpowiednich ścian. Zobaczymy jak już instalacja dojdzie do skutku. Miałam nieco inne nadzieje remontowe, ale życie weryfikuje zamierzenia. Przed zrobieniem czegokolwiek starałam się zaoszczędzić, żeby nie pożyczać, ale  niestety koszt nieplanowanej klimatyzacji nieco mnie przerósł. Mam fobię w temacie kredytów, ale trudno, tym razem nic nie poradzę. Mam tylko nadzieję, że podczas upałów na stryszku nie będzie już 36 stopni i rachunki za energię nas nie zeżrą ;-).
Skończyłam wreszcie wielkokwadratową kapę ;-). Oby się spodobała i pasowała na łóżko. Zrobiłam ja w prezencie dla teściowej  mego dziecka. Reszteczek starczyło jeszcze na wierzch poduszki. Zaczęłam też nową dłubaninkę ;-) i zdobyłam materiał na połączenie kwadratów, więc jak tylko pogoda pozwoli będzie niedługo nowy kocyk.

Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.

środa, 22 czerwca 2016

"zwyczajne życie czyli różności "

Minione dwa tygodnie minęły mi w lekkim zaczadzeniu, ale jak wiadomo nic nie trwa wiecznie. Na początek wieści mazurskie. Dzięki obecności Kuby, który nie dał się spławić doktorom, okazało się, że jednak można od razu pacjenta skierować na oddział rehabilitacyjny. Tak więc mąż rehabilituje się w pięknych okolicznościach przyrody w Ełku. Do Ełku panowie musieli niestety dotrzeć pociągiem co nieco zdziwiło pracowników tamtejszego szpitala. Ponad dwugodzinna podróż okazała się szczytem możliwości pacjenta w siódmej dobie po wielogodzinnej operacji. Nie chce mi się pisać co myślę o tym wszystkim. Na szczęście wyszło jak wyszło i tego się trzymam. Dziękuję za wsparcie duchowe i propozycje pomocy bardziej, że tak powiem fizycznej. Świadomość, że mimo tego wszystkiego co się dzieje wokół nas są ludzie oferujący bezinteresownie pomoc jest pokrzepiająca.
Ku pokrzepieniu ducha śpiące koty ;-))

Gacuś w swoim fotelu, a Nora i Antosiek na "swoich" oczywiście łóżkach. Gdzie w tym wszystkim miejsce dla "dużych" ?
I wieszadełko na doniczkę. Kupiłam w wiadomym miejscu koszyczek druciany lekko podrdzewiały z dwoma kółkami, niestety bez uchwytu. Kombinowałam z czego by ten uchwyt zrobić. Sznurek nie bardzo mi się podobał i nagle nieoczekiwanym źródłem natchnienia okazał się wieszak z pralni, którego nie zdążyłam wyrzucić. Całkiem jestem zadowolona z efektu.
Dalej w klimacie robótkowym, zrobiłam sobie pachnący wianek lawendowy z mojej własnej podwórkowej lawendy.
A potem w tym samym dniu zrobiło się tak
a po 10 min :-((



Ech, jak nie ludzie to żywioły. Ale chociaż mi smutno bo podwórko wyglądało już całkiem ładnie i napracowałam się mocno, to cieszę się , że szyby na stryszku ocalały. Tak waliło , że nawet zwykle obojętny wobec burzy Gacuś kulił się i popiskiwał. To było w sobotę. Dopiero dzisiaj wzięłam się za sprzątanie.Kilka dni niezbyt dobrze się czułam i wszystko musiało poczekać.  Poobcinałam nadłamane gałęzie, potrzasakane kwiaty i liście. Mam nadzieję , że przynajmniej niektóre jeszcze odrosną. I mamy już suszarnię. Ciekawe czy obędzie się bez awantur ;-).
I żeby nie kończyć gradobiciem zapowiedź nowego kocyka
Zrobiłam 162 kwadraty, w rzeczywistości to co wygląda szarawo jest zielone ;-). Jeszcze nie wiem jak je poukładam. Zrobiłam je w tzw międzyczasie szydełkując wielki kwadrat, który jest już naprawdę wielki i niedługo go skończę.
I to na razie tyle. Serdeczne pozdrowienia z bardzo już gorącego stryszku.