wtorek, 19 października 2010

" krótka przerwa w codzienności..."

Dzięki niespodziewanie wolnym dniom, udało mi się mi odwiedzić miejsce, gdzie spędziłam kilka miesięcy w zeszłym roku. Przez chwilkę nawet pozwoliłam sobie mieć nadzieję, że znajdę tam swoje miejsce do życia. Nic z tego nie wyszło, ale to nie przeszkadza mi czasem wrócić tam z krótką wizytą :-)). Było pięknie i mam nadzieję, że te zdjęcia sprawią przyjemność nie tylko mnie.









po cudownym spacerze odwiedziłam ulubione miejsca




miniatura cerkwi, która przetrwała tylko w ludzkiej pamięci

i na koniec bliskie spotkanie z hm - "wężem". Wracając z kirkutu zobaczyłam, że coś pełznie przez drogę. Stanęłam sobie niedaleko, coby żywinie w drogę nie wchodzić i w chwilkę potem jakieś większe niż zwykle ogłupienie mnie naszło, bo podeszłam bliżej i nawet wygłosiłam "wężowi" kazanie na temat przepełzania przez ruchliwą drogę i jak widać wykonałam portrecik. Chwilę patrzyliśmy na siebie stojąc /leżąc i medytując co by tu dalej zrobić. Stworzenie pierwsze podjęło decyzję i wyciągnęło się wzdłuż krawężnika podejmując dalszą wędrówkę, więc i ja postanowiłam ruszyć do przodu. Odeszłam ze dwa kroki i patrzyłam jak "wąż" wpełza na chodnik i znika w trawie. Wieczorem opowiedziałam o spotkaniu dziecku memu, które zażyczyło sobie zdjęcie zobaczyć. Po czym dowiedziałam się , że wąż nie był jakimś bliżej niezidentyfikowanym wężem tylko...jak najbardziej żmiją zygzakowatą, która czasem właśnie w Bieszczadach występuje w kolorze czarnym i zygzaka na grzbiecie nie widać. Za to widać , że głupota moja nie zna granic i doprawdy nie wiem co mnie opętało, żeby stać nad żmiją i gadać do niej, zamiast uciec z krzykiem, bo generalnie to ja się panicznie boję takich stworzeń. Ten osobnik zresztą musiał mieć jakieś traumatyczne przejścia bo brakowało mu , albo jej, jak kto woli kawałka ogona. I tak oto wyglądało moje pierwsze i mam nadzieję ostatnie spotkanie z przedstawicielką gadów.

czwartek, 14 października 2010

"Piotruś"

Mam już dwa miesiące i jak widać jestem bardzo zadowolonym maluchem :-)).

wtorek, 5 października 2010

"jesiennie"


Dla mnie jarzębina to pierwsza oznaka nadchodzącej jesieni, w tym roku zaczerwieniła się szybko i mimo urody przyniosła ze sobą jakąś taką jesienną melancholię. Ale jak wszystko inne melancholia też kiedyś mija .

A póki co kilka fotek zrobionych po drodze do domu. Bardzo dzisiaj mgliście mimo czystego nieba było, więc Przemyśl nieco "zadymiony"

Po wojnie ocalały w Przemyślu dwie synagogi. Jedna zajmowana przez Bibliotekę Miejską żyje, natomiast jak jest z drugą widać niestety. Kiedyś służyła chyba za jakiś magazyn, potem byla tak oblepiona szyldami i reklamami, że trudno było się domyślić co to za budynek. Teraz widać to wyraźnie, ale co z tego...

Wieża Kościoła Salezjanów

oddział Biblioteki Miejskiej w bardzo według mnie pięknym miejscu

powoli, bo powoli, ale jednak kamienice są remontowane (przynajmniej jeśli chodzi o elewację od strony ulicy) ta akurat mieści się chyba już przy ulicy Grunwaldzkiej

patrząc na takie detale żal się człowiekowi robi, że w dobie wszechobecnych blokowisk, zamiast cieszyć oczy pięknem popadają w ruinę


a na koniec nasza przemyska fontanna :-)), jak łatwo się domyślić latem jest to miejsce bardzo oblegane nie tylko przez dzieci


pozdrawiam serdecznie i pięknych jesiennych dni wszystkim życzę :-)