wtorek, 26 maja 2015

"kuchnia po drobnym liftingu"

Póki co jestem w domu, więc kilka zdjęć z mojej okropnie czerwono-zielonej kuchni :-).
Zabierałam się do malowania "części kuchennych" jak pies do jeża głównie przez konieczność ich wcześniejszego szlifowania. Poza tym bardzo chciałam zmienić zlewozmywak i blat do niego, a na to potrzebowałam funduszy mocno nadszarpniętych nabyciem komórki zwanej lochem. Loch też jest w trakcie przeobrażania , ale o tym innym razem. Wracając do kuchni, ten kto ogląda stryszek od początku pamięta zapewne, jak biadoliłam , że kolor lakierobejcy do pomalowania nóg i półek pod blatem wyszedł wyjątkowo ohydny. Cóż, mimo braku urody  przetrwał 5 lat. Teraz i nogi i półki są białe i uważam, że znacznie wypiękniały ;-).


 Koszyk garderobiany sprawdza się jako miejsce na pudełka , ścierki i inne takie.
Rzut oka na tzw kredens kuchenny nieomalże w angielskim stylu wiejskim ;-).
Przemalowałam też półeczki na przyprawy .
Powierzchni blatowej mam malutko, więc dodatkowy kawałek służący także jako przykrycie płyty na pewno się przyda.
Najtańszy stół z krzesłami z Ikei też zmienił oblicze dzięki przemalowaniu, a na kolor krzeseł nie mogłam się zdecydować, więc pomalowałam dwa na biało, a dwa na zielono. Pomalowałam też dwa zrobione w zeszłym roku regały. Wcześniej były tylko rozbielone, ale całkiem biały regał z sypialni bardziej mi się spodobał i postanowiłam, że przy okazji poprawię kuchenne. To samo zrobiłam z sufitem, podbitka była brzydka i samo rozbielenie się nie sprawdziło.
Kurzołap gałązkowy i poduszka dla kota, bo nigdy nie wiadomo gdzie kot zechce się położyć,

i "latające talerze";-).
Wieszaczek ze starej łyżeczki.
I to by było na tyle. Zmiany nie są wielkie, ale ogólnie kuchnia jest jaśniejsza. W sumie jestem zadowolona bo sprawia optymistyczne wrażenie. Tak się rozpędziłam, że chciałam przemalować meble w dużym pokoju i koniecznie pomalować sufit na biało, niestety na razie (mam nadzieję, że tylko na razie) nic z tego.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku i dziękuję za wsparcie.

sobota, 23 maja 2015

"wiatr w oczy albo grom z jasnego nieba- co kto woli"

Przerażenie, załamanie - sama nie wiem. Jak już zaczęło mi się wydawać , że w moim życiu zagości odrobina spokoju, że moje problemy będą codzienne i zwyczajne - bum i wynik z rezonansu stawia wszystko na głowie. Owo coś co sobie wyhodowałam nazywa się Struniak. W poniedziałek idę do szpitala na dalszą diagnostykę, ale to co już wiem jest raczej przerażające. Piszę o tym tak informacyjnie bo nie zamierzam opisywać swojej drogi przez mękę. Nie widzę w tym sensu. Póki co mam nadzieję , że uda mi się jeszcze coś wyprodukować i pokazać. Na razie po trzytygodniowych zmaganiach skończyłam lifting kuchni. Planowałam prace na tydzień, ale wyszło inaczej. W każdym razie wreszcie koniec i jestem zadowolona z efektu. Dzisiaj padało i światło raczej fotkom nie sprzyjało, mam nadzieję , że jutro będzie lepiej i pokażę jak teraz wygląda stryszkowa kuchnia.
Pozdrowienia ze stryszku