wtorek, 29 czerwca 2010

"ospaluchy i Nora florystka"

postanowiłam sobie zrobić przerwę i pocieszyć się kotami. Szyłam taka niby roletę i niestety żle zmierzyłam :-(. Musze teraz wymyślić co z tym zrobić, ale chwilowo pomysłu ani ani. Więc poprawiam sobie nastrój kotami, które są w tej dziedzinie niezawodne. Można im się przyglądać bez końca. Ciepło dzisiaj, więc oddają się lenistwu :-)






i jeszcze to co zwykle dzieje się z kwiatkami w domu. Tym razem winowajca przyłapany na gorącym uczynku. Było tak, ale jak widać niektórzy mieli inna wizję

poprawiamy...

no, teraz jest tak jak się kotu podoba, jeszcze ostatni rzut oka i można się udać na zasłużony odpoczynek
koty śpią, a ja idę kombinować jak naprawić to co zepsułam, ech....

niedziela, 27 czerwca 2010

"łazienka"

Chciałam zrobić zdjęcie pokazujące jak największy kawałek, ale tylko tyle mi się udało

specjalnie dla Joanny :-)). Starałam się pokazać rzeczywistą wielkość kawałka przedpokoju. Jak widać odleglości między drzwiami są naprawdę niewielkie.


Łazienka ma jedną ściętą ścianę, są na niej osadzone drzwi. Jest najwyższym pomieszczeniem w mieszkaniu. Dochodzi do szczytu dachu. Na szczęście przez to, że przecina ją jedna belka, a druga jest przy ścianie z kabiną nie wygląda jak 4-ro metrowa studnia. Belki zasłaniają też bojler, który nie jest jakoś szczególnie ozdobny ;-). Na początku wyglądała koszmarnie. Po otwarciu drzwi zobaczyłam zielone ściany, podłogę z płyty, a w niej dwie dziury. Ze ścian sterczały rury i kable. Budżet był delikatnie mówiąc wykluczający wszelakie ekstrawagancje, a i wielkośc pomieszczenia narzucała konkretne rozwiązania. Od razu zdecydowałam, że wykorzystam regał z pokoju, który tak naprawdę nie zajmie dużo miejsca, a zmieści sporo rzeczy. Teoretycznie można było zamontować małą narożną wannę, ale wtedy nie byłoby już miejsca na umywalkę, więc stanęło na kabinie. Umywalka jest niewielka, chociaż podobała mi się całkiem inna. Niestety po zrobieniu papierowego modelu podstawy okazało się , że dochodzi do połowy kabiny. Nie wyglądało to zbyt ładnie, poza tym nie bez znaczenia było to , że sama umywalka kosztowała więcej niż ta mała z szafką. Głównym elementem pomieszczenia jest regał, więc niejako do niego dostosowałam resztę. Kafelki są matowo -białe, a fuga i ściany to pastelowy jaśmin. Podstawa jest zupełnie neutralna, więc jak kiedyś opatrzy mi się czerwień, wystarczy zmienic dodatki :-). Najwięcej kosztowała podłoga , ale nie mogłam się oprzeć i zafudowałam sobie bambusowe deski. Pan Zygmunt, który jest twórcą łazienki (i cudownym fachowcem, bo robi dokładnie to co się chce i nie narzuca swojej koncepcji) nie był przekonany do drewnianej podłogi, ale po skończeniu pracy przyznał, że to był dobry pomysł. W sumie jestem zadowolona, chociaż podobały mi się inne rzeczy, z których po dokładnych obliczeniach zawartości portfela musiałam niestety rezygnować.


piątek, 25 czerwca 2010

"większy pokój w kolorach lata :-)) i Roczniak "

oto ja Gacuś, skończyłem rok .

najbardziej lubię leżeć w mojej klatce. Czasem jak mam dobry humor pozwalam kocim dziewczynom też tu poleżeć, ale generalnie klatka jest moja

mamusia też tu lubi zagladąć , na szczęście jest za duża i tylko mnie głaszcze, ale dziewczyny tylko patrzą i jak zejdę na dół to zaraz któraś się pcha bez pytania ;-)), więc muszę pilnować. Dzisiaj leżę i patrzę co się dzieje w pokoju. Przyszło dużo tych innych co wyglądają jak tatuś. Wszyscy chcieli mnie głaskać. Nie lubię tego, więc się schowałem z tyłu klatki i patrzyłem na drzewa. Siedzieli przy stole i jedli, ale nic kociego, to się nie napraszałem. Mamusia nie lubi jak chodzę po stole. W pokoju się zmieniło i nie można już skakać po kartonach. Szkoda, to była fajna zabawa. Za to mamy znowu nasze fotele, na których się super śpi wieczorem. Następnym razem pokażę jak ładnie wyglądam na czerwonym.

Wreszcie większy pokój nadaje się do siedzenia. Niestety nie mogę powiedzieć , że to koniec kartonów. Zalegają teraz w drugim pokoju. I jeszcze jakiś czas ta wątpliwa ozdoba będzie przyprawiać mnie o ból glowy. Dzisiaj gościliśmy chłopców, którzy pomagali przy przeprowadzce.
Przyszli na obiad po zakończeniu roku szkolnego. Upiekłam dwie blachy pizzy, wsuwali aż milo było patrzeć. Podobno pizza była całkiem jak w pizzerii hi hi. Mam nadzieję , że był to wyraz uznania. W każdym razie jedna była ze szpinakiem i okazało się , że dla większości był to pierwszy raz. Sądząc po tym, że wyjedli wszystko do ostatniego okruszka grono wielbicieli szpinaku wzrosło :-)). Wrzucam kilka zdjęć pokoju po zmianach. Stare fotele w nowej szacie bardzo zyskały na urodzie. Za oknem bardzo tak sobie, a w pokoju ciepło i wesoło.

rzut oka na moje zbiory :-)).
brak wszędobylskich kartonów sprawił, że pokój wydaje się naprawdę duży. Gdyby nie to, ze stały tyle czasu, pewnie moje spojrzenie byłoby inne. Tak naprawdę pochyły sufit optycznie bardzo zmniejsza pomieszczenie, z drugiej strony ma swój niezaprzeczalny urok.

nie potrafiłam się rozstać ze świecznikiem, który mam od kilkunastu lat, więc wisi w charakterze durnozwisu. Mogą być durnostojki, może być i durnozwis :-)). Nie sądzę, żebym kiedykolwiek wykorzystała go zgodnie z przeznaczeniem, ale wisi i już.

stojak na płyty, to odwrócona wisząca półka, do której dorobiliśmy poprzeczne półeczki :-), czyli kolejna rzecz, która zmieniła przeznaczenie i wygląd.

pod stolikiem leży bambusowa mata. Nie chcialam w tym miejscu dywanu, bo zaraz okropnie wygląda, a koniecznie coś trzeba było położyć ze względu na kiepską jakość paneli. Mały baardzo kolorowy dywanik będzie leżał z drugiej strony foteli, ale dopiero jak już całkiem wszystko skończę urządzać. Jest jasny i przy ciągłym przemieszczaniu różnych sprzetów szybko by stracił na urodzie ;-). W następnej odsłonie mieszkaniowej postaram się pokazać łazienkę, co nie jest takie proste, bo jakos nie bardzo wychodzą mi zdjęcia małych pomieszczeń (dużych zresztą też nie bardzo hi hi). Pozdrawiam serdecznie :)) i zapraszam.


poniedziałek, 7 czerwca 2010

"mimo deszczu..."

Trzeci dzień świeci słońce i próbuję odbudować moje kwietniki na dachu.Mimo niesprzyjającej pogody się nie poddaję :-)). Z poprzednich roślinek zostało tylko kilka bratków, które udało mi się uratować i jeszcze chwilkę cieszą oczy w domu. Lubię kwiaty i każda wizyta na zielonym rynku to jakieś kwiaty w wazonie. Nie mam pojęcia jak pomimo deszczu, gradobicia i innych podobnych rozrywek niektóre przetrwały i choć przez chwilę można się radować ich pięknem.





pozdrawiam serdecznie :-))