wtorek, 6 czerwca 2017

"rzut oka na podwórko"

Pewnego zimnego lutowego wieczora siedziałam sobie dłubiąc na szydełku i słuchając Stinga kiedy poderwał mnie na nogi straszny huk . Myślałam, że kamienica się wali. Wrażenie było okropne. Pognałam na dół z latarką i chociaż na szczęście nasza kamienica stała to zawalił się kawałek muru oddzielającego nas od sąsiedniej kamienicy.


Szczęście w nieszczęściu, że to był piątkowy wieczór i nikt akurat nie odczuwał potrzeby wyrzucenia śmieci.
W sobotę rano zadzwoniłam do naszego Zarządcy, który zajął się sprawą dalej i w południe pojawił się ichni Zarządca . Teren zawaliska został ogrodzony i w następnym tygodniu pojawiła się ekipa budowlana z podnośnikiem. Pan na podnośniku beztrosko zrzucał pozostałe ruszające się cegły gdzie popadnie :-(. W końcu to nie było jego podwórko to czym się miał przejmować. Po zakończeniu rozbiórki i nadbudowaniu muru, panowie budowlańcy pozbierali co większe cegły i odjechali zostawiając pobojowisko za sobą.
Zbierałam pozostałości na kilka razy, bo trudno to robić jak nie możesz się schylić bez bólu :-(. W marcu wyglądało to jeszcze tak :


Na ostatnim zdjęciu widać kawałek ziemi, na którym w zeszłym roku z wielkim trudem udało mi się wyhodować trawę. Nie zniknęła w wyniku zawaliska, postarała się o to sąsiadka, która jesienią zrzuciła w tym miejscu drewno i zostawiła je na całą zimę przykryte "gustowną" niebieską płachtą. Nie ocalało ani źdźbło :-(. Dosprzątałam jeszcze trochę, z nadzieją, że ocalały rośliny, które miały się pokazać dopiero wiosną. Dużo przepadło i przyznam, że jeszcze nie do końca uporządkowałam ten kawałek. Cebulki, które były, że tak powiem poza zasięgiem zakwitły i było sporo krokusów, narcyzów i nawet tulipany.
Dzisiaj podwórko wygląda tak :



Dodałam tylko trochę kolorowych kwiatków, mąż kosi trawę i znowu wyhodowałam trawę na ugorze. Od czasu do czasu idę tam posprzątać, pozbierać przekwitłe rośliny, ale straciłam serce do tego miejsca. Mimo próśb i zakazów ludzie nadal traktują podwórko jako wychodek dla zwierząt :-(. Winobluszcz zachorował i marnieje z dnia na dzień. Pewnie to samo będzie z hederą, która rośnie pod nim. Dziki bez zżera mszyca odporna na wszystko. Staram się jakoś to ogarnąć, ale bez zapału. W sumie nie machnęłam ręką całkowicie bo szkoda mi pracy jaką włożyłam, żeby cokolwiek tu urosło i roślin, które się nie poddają. Planowałam w tym roku zając się kawałkiem, który jeszcze został nieruszony i odpuściłam. Przykro mi, jeżeli rozczarowałam kibiców podwórka, ale nie zawsze z nadmiaru cytryn da się zrobić lemoniadę. Jutro idę do szpitala i ciut się stresuję, ale biorę mój ogranicznik stresu czyli szydełko :-) i jakoś to będzie.
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.



9 komentarzy:

  1. Stworzyłaś z kamiennej pustyni piękną oazę. Nie mogę zrozumieć, że sąsiedzi nie dołączyli do Ciebie, żeby zrobić jeszcze więcej. Jak zobaczyłam pierwsze zdjęcia to powiem szczerze myślałam, że już po ogródku. A Ty dzielnie, niestrudzenie przy nim ponownie pracowałaś. Podziwiam.
    Dużo zdrowia życzę. Jak dasz radę, szydełkuj ile się da, żeby odgonić stres.Czekam na Twój powrót do domu i kolejny post.
    Trzymaj się !!!
    regian

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezwykle urokliwy ogródeczek! Bardzo podoba mi się to co robisz, ale rzeczywiście - inni nie aprobują tego, co robisz i nawet dla własnej przyjemności oglądania takich cudownych zakątków nie mają nawet ochoty pomóc. A to zniechęca bardziej, niż brak sił czy zdrowia.
    Podziwiam Twoje samozaparcie!
    Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo zdrówka! Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, szkoda, ale czasami ludzia nie zmienisz. Dwa lata mieszkaliśmy na nowym osiedlu, takim na szczerym polu powstalym, ja i mama próbowaliśmy coś przed klatką usadowić, bo na parterze mieszkaliśmy - zapomnij, wszystko regularnie deptano na skróty, przejeżdżano rowerami... Smutne to. Twój ogródek miał urok, szkoda, ze nikt nie docenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Prześliczny, uroczy, klimatyczny zakątek.. Nie rozumiem, jak sąsiedzi nie doceniają tego, że mają takie cudo i niszczą Twoją pracę! Tym bardziej podziwiam Twoje starania po ruinie muru.. Cóż powiedzieć Marysiu - wielki szacunek za ten zakątek! Zdrówka dużo i jak najmniej stresów w szpitalu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś prawdziwą czarodziejką! Stworzyłaś nowy zielony świat! Pięknie tam.
    Trzymam kciuki za Twój szpitalny pobyt. Wracaj do nas szybko. Dużo zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia! <3 Niestety - dalej Ci dopinguję jeśli chodzi o ten zakątek!!! Skłonna jestem nawet uderzyć do Twojego magistratu z wnioskiem o uhonorowanie Twojego zaangażowania w środowisko oraz urodę urbanistyczną! Wyobrażam też sobie, jak ciężko jest Ci patrzeć na wszystkie szkody... sam widok rozdziera serce...
    Cieszę się, że jednak troszkę to ogarnęłaś i masz na tyle sił, żeby to jako-tako ciągnąć! Mam też nadzieję, że wspólnie jakoś zaradzimy "szkodnikom". Ja napiszę Ci tu krótko, że winobluszcz można przy ziemi zabezpieczyć małym niby-płotkiem i wtedy siusiające pieski nie podleją bezpośrednio rośliny tylko ten płotek! A można go wykonać z patyczków powbijanych w ziemię, albo z kamieni poukładanych naokoło... No, coś jeszcze możemy nawymyślać... NIE PODDAWAJ SIĘ!!!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. ...Moja Droga...czy Ty aby napewno mieszkasz między ludźmi?... mam poważne wątpliwości... depczą, tratują, przydeptują "drewnem", zawalają, ignorują Twoją pracę, ect.... przestanę wyliczać, żeby samej nie przygnębić się, a co dopiero Ciebie... stworzyłaś im maleńki Raj Zieleni wokół ich miejsca zamieszkania... jeśli tak nie dbają o otoczenie, to co "oni" mają w mieszkaniach..... brrrr.....to chyba przekracza moje wyobrażenie... powiem szczerze, to jakies "GBURY BEZ WRAŻLIWOŚCI"......nic, ale to nic (nawet biedna i pełna nieszczęścia egzystencja) nie usprawiedliwia żadnego człowieka, aby drugiemu tak czynił..... więcej nie dodam, bo wszystko już wyraziły poprzedniczki powyżej, mnie wypada się tylko dołączyć......pozdrawiam mocno i serdecznie, Ursa z Kapsztadu...

    OdpowiedzUsuń
  8. "ręce i nogi z szelestem opadają ... " gdy czytam Twojego posta o sąsiadach , szkoda słów .
    Dodam tylko ,że ja zrezygnowałam z zieleni od strony ulicy . Wszystko co nie było odgrodzone płotem zostało podeptane , obsikane i dla pewności ,że się nie odrodzi , rozgrzebane i rozrzucone . Teraz tylko zamiatam i grabię , nie ma sensu sadzić , ani siać czegokolwiek .
    Zakątek pomiędzy kamienicą , a murem mógł być oazą zieleni i chłodu w upalny dzień . Ocalałe fragmenty pokazują wielkie możliwości na stworzenie enklawy zieleni w mieście , tylko pechowo trafiło się to cudo ludziom bez wrażliwości.
    Marysiu teraz myśl tylko o sobie , zdrowiej proszę,nie poddawaj się - pozdrawiam Irena

    OdpowiedzUsuń
  9. Cóż mogę napisać, jest jak jest. Powiedziałam sobie, że nie będę się więcej denerwować. Ograniczyłam "podwórkową rozrywkę" do niezbędnego minimum. Muszę się skupić na stryszku, który czeka tego lata duży remont. Pewnie bardzo rozciągnie się w czasie, bo siły jakby niewielkie, ale już się cieszę na zmiany. Dziękuję za odwiedziny i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń