Dawno, dawno temu garnek był jednorazowy, czyli po prostu mięsko wszelakie oblepiano gliną i pieczono w ognisku. Jak kto miał zacięcie to nawet wymyślnie oblepiał ;-). Jaki by jednak piękny nie był, żeby zjeść to co się upiekło skorupę trzeba było rozbić. Nie wiem kiedy powstała dzisiejsza wersja, ale pewnie ma coś wspólnego z jakimś wytwórcą doniczek. Garnki istnieją w wielu rozmiarach i zazwyczaj mają kształt klasycznej brytfanki. Ale widziałam i okrągłe i kwadratowe, wszak glina materiałem plastycznym jest i ulepić można z niej co kto sobie wymarzy. Przed pieczeniem garnek trzeba włożyć do wody na jakieś 30 min. Wstawia się go do zimnego piekarnika i w elektrycznym nastawia temperaturę na 200 stopni, a w gazowym na 220. Czas pieczenia to mniej więcej godzina na kilogram mięsa + czas potrzebny na nagrzanie piekarnika (każdy wie jak mu się piekarnik nagrzewa, więc indywidualnie dodajemy). Jedyną wada naczynia jest to, że po jakimś czasie wygląda mało atrakcyjnie, co widać na obrazku powyżej :-(. Natomiast podstawowa zaleta jest taka, że piecze się bez dodatku tłuszczu, a większość tego, który jest w mięsie się wytapia. Ja głównie jadam drób i to też w niewielkich ilościach, ale czasem mam napad na coś innego, jak np. karkówka, która na zimno jest pyszna .
Dzisiejszy schab owinęłam w boczek, bo jak wiadomo jest to chude mięso i raczej niewiele by z niego zostało i jeżeli ktoś nie lubi suszonego mięsa to raczej nie będzie zachwycony smakiem :-).
A więc zaczynamy:
dół garnka wykładam plastrami cienko pokrojonego surowego boczku , posypuje lekko solą, pieprzem i tymiankiem
W każdym razie jakby ktoś chciał sobie taki schabik upiec to życzę - Smacznego!
Pozdrowienia ze stryszku :-))