
W niedzielę zadzwonili znajomi, że wybierają się na Jarmark garncarski do Medyni Głogowskiej i mają miejsce w samochodzie. Pojechalam oczywiście bardzo chętnie. Z niejakim wstydem przyznaję , że nie miałam pojęcia ani o owej Medyni, ani o tym, że to zagłębie lepienia czy też toczenia garnków glinianych. Wioska leży około 60 km od Przemyśla. Jarmark jest tam organizowany og kilkunastu lat i muszę przyznać, że cieszy się najwyraźniej wielkim powodzeniem, bo takich tłumów to dawno nie widziałam. Można sobie obejrzeć Zagrodę garncarską

wnętrze chaty, aczkolwiek trudno było zrobić jakieś szczególnie fajne zdjęcia bo w oczy właził np.: czajnik elektryczny na piecu przy glinianych garnkach, albo plastikowe wiadro z mopem w sieni :-(. Może to i był zabawny element, ale chyba niezupełnie o to chodzi


zestaw dla praktykującej z zapałem praczki :-))




kolo garncarskie ze wspomaganiem :-)

wyjątkowo cierpliwe osoby mogły spróbować swoich sił, niestety trzeba było czekać w długachnej kolejce, a upał był niemożliwy, ale robią tam wakacyjne warsztaty, wiec kto wie może spróbuję...

piec w chacie (nie wiem czy ta skóra z dzika stanowi element niezbędny przy wypalaniu, czy też to taki "dizajn" ;-), coby hm ładniej było?)

inny piec na podwórku

i cos co mnie niezmiernie ucieszyło, prawdziwe jarmarczne zabawki :-)), słońce było okropne i kolory niezbyt wierne, ale i tak sama radość

na terenie zagrody kramy były tylko z polskim rękodziełem. Mogło się podobać, albo nie, jak wiadomo to rzecz gustu, ale była to nasza własna twórczość, a nie chińska. Oczywiście chińszczyzna również była i fruwające krokodyle, ale poza zagrodą. Do pełnego szczęścia zabrakło mi tylko obwarzanków na sznurku :-).


tu już mniej ludowo, ale też przyjemnie

nabyłam sobie oczywiście miejscowy wyrób. Oprócz "cudowności" będących ukłonem w stronę turystów nie brakowalo tradycyjnych, zupełnie zwyczajnych wiejskich dzbanków i garnków za naprawdę niewielkie pieniądze.

Pozdrawiam serdecznie :-)