piątek, 24 lutego 2017

"kocyki i słówko o Gliwicach ;-("

Niby wiedziałam, że w przypadku tego nowotworu najbardziej skuteczna jest protonoterapia. Ale skoro była niemożliwa i zdecydowano się na cyberknife starałam się myśleć pozytywnie. Po styczniowej wizycie okazało się, że nieco na wyrost. Nic nie zniknęło, nic się nie wchłonęło, jest jak było przed radioterapią. I tak mam fuksa bo przez półtora roku po operacji nie trzeba było robić kolejnej. Czas pokaże co będzie dalej. Według doktora, albo bardziej zezłośliwieje, albo zacznie odrastać, albo i jedno i drugie. Ale ponieważ tak naprawdę niewiele wiadomo o metabolizmie tego guza, zawsze mogę się wykazać hurra optymizmem i nadzieją, że może zyskam więcej czasu. A na razie robię kocyki, które to są w moim przypadku cudownym lekarstwem na stres.
Na początek kwadraty mniejsze. Zrobione jeszcze w zeszłym roku i porzucone. Najlepszą rozrywką jest robienie samych kwadratów, łączenie w całość to już zupełnie inna bajka ;-). W kolorycie taki bardziej wiosenny.

Drugi, bardziej jesienny, skończyłam wczoraj, a robiłam tylko trzy dni. Nie jest za wielki, więc szybko poszło, ale zupełnie wystarczający do drzemek ;-).

A dzisiaj zaczęłam kolejny
tak szybko go nie zrobię, na dokończenie czeka golf na drutach. Na razie więcej pruję niż zyskuję, ale sie staram ;-)
Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.


7 komentarzy:

  1. Twoje pozytywne nastawienie daje efekty! Jeśli nie jest potrzebna następna operacja - to dobrze. Trzymam kciuki i posyłam masę dobrej energii!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;-). Jak się zakocykowałam to nie mogę przestać. Staram się myśleć pozytywnie, bo użalanie się nad sobą nic nie daje. Że nie jest to łatwe i miewam ataki paniki to inna sprawa. Ale generalnie trzymam się tego, że na razie jest ok.
      Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.

      Usuń
  3. Obydwa kocyki wyglądają na przytulne ;)) cieplutkie i miłe, jednak gdybym miała wybierać , wybrałabym nr.1 bo bardziej podoba mi się kolorystycznie.
    Tak jak piszesz, drugi jest w nastroju jesiennym , a pierwszy bardziej wiosennym , żeby nie powiedzieć już letnim . Dzisiaj po długim czasie nieustannego deszczu i całkowitych zachmurzeń , wreszcie zaświeciło słońce , dzień był wyjątkowo jasny .
    Marysiu staraj się mieć nadal tylko jasne i optymistyczne myśli , jeśli medycyna niewiele wie o metabolizmie guza , może się zdarzyć wszystko i nie zdarzyć nic złego .
    Bądź zdrowa , pozdrawiam Irena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Irenko. Jesienny kocyk to był nagły impuls ;-). Przeglądałam kłębki i po chwili już siedziałam z szydełkiem w ręku. Kwadraty zrobiłam jeszcze jesienią i dopiero teraz doczekały się dokończenia. Jeszcze tylko coś czego nie cierpię czyli nitki od spodu. Staram się codziennie po jednym kwadracie robić hi hi. I zrobiłam wierzch do poduszki z kwadratów, jak mnie najdzie chęć na szycie to uszyje i pokażę. U nas dzisiaj prawdziwie wiosenny dzień. Wcześniej wiało przeokropnie.
      Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.

      Usuń
  4. Nie od dziś wiadomo, że "terapia drutem" niesie podwójny pożytek, nie tylko uspokaja i wycisza (no chyba, że nagle przyjdzie nam spruć pół robótki, bo zauważyłyśmy błąd wzoru) ale też pozostawia bardzo przyjemny estetycznie, namacalny efekt końcowy. Kocyki z kwadratów potrafią dać w kość podczas łączenia tych małych elementów, ale jak się już przebrnie przez te tryliony niteczek do schowania, to radość i duma są ogromne.
    Zdrowia, zdrowia, zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Miro. Najbardziej nie cierpię tych nitek hi hi. Samo łączenie nie jest takie najgorsze jak już się zacznie. Ale najbardziej lubię robić kwadraty szczególnie takie kolorowe, ale...ale one właśnie generują najwięcej nitek.
      Serdeczne pozdrowienia ze stryszku.

      Usuń