piątek, 2 października 2015

"o "nagrobku"czyli waleniu głową w mur"

Od razu na wstępie zaznaczam, że tytuł nie ma nic wspólnego z obecnym stanem mego ciała, za to bardzo dużo ze stanem ducha. Jeżeli  przedstawić naiwność jako drabinę to ja siedzę na najwyższym szczeblu, a jeżeli jako głupotę to też osiągam wyżyny. O co chodzi? -otóż o nasze kamieniczne podwórko. Osoby , które tu bywają ku mojej radości pamiętają zapewne, że postanowiłam  zadbać nieco o dostępny nam skrawek ziemi. Nie spotkało się to z entuzjazmem pozostałych mieszkańców, a nawet w niektórych przypadkach z otwartą niechęcią. Karmiłam się nadzieją (jak wiadomo powszechnie matką głupich), że może chociaż jedna osoba wspomoże moje starania. Nie doczekałam się niestety, a minęło 5 lat. W tym roku jeszcze przed operacją zrobiłam na podwórku ile zdążyłam. Wyrwałam chwasty, powsadzałam roślinki, zaczęłam przygotowywać kawałek przy murze i na tym się skończyło bo jak pojechałam do Krakowa na konsultacje to do domu wróciłam po prawie 6 tygodniach w stanie mało nadającym się do  kontynuowania upraw ogrodowych. Nadal nie bardzo się nadaję, chociaż już chwilkę na podwórku spędziłam. W tym czasie mąż podlewał roślinność powiadomiony , że gdybym zeszła z tego świata pojawiać się będę jako duch straszący . Więc pomimo suszy co miało zakwitnąć zakwitło, ale też chwasty osiągnęły rozmiary co się zowie. Wiadomo było, że się nie migam od robót gruntowych, tylko uciekam ile sił w nogach przed panią z kosą, ale i tak nikt na podwórku palcem nie ruszył :-((. A byłoby tak miło gdyby chociaż jedna osoba pomyślała, jakie to byłoby dla mnie wsparcie, że zależy mi na tym badziewnym skrawku ziemi. Wprawdzie nowi mieszkańcy wyrazili chęć pomocy, ale na razie zrobili jedynie to:
gruz z remontu mieszkania leży sobie pod murem ku ozdobności zapewne, w końcu nie mnie osądzać co się komu podoba
Ale tak naprawdę pokonał mnie "nagrobek". Powstał jakoś tak w czasie mojej ostatniej wycieczki do  Gliwic. Dostałam z domu sms zaczynający się od "tylko się nie denerwuj". Nie lubię takich, wiadomo, że od razu się zdenerwuję ;-), ale byłam już nieco przygotowana na fakt zaistnienia "nagrobka". Powstał jako miejsce spoczynku dla motocykla, który postanowił sobie nabyć sąsiad. I niech nabywa, ja mu nie wróg, ale dlaczego wykonał"nagrobek" na kamieniach z piaskowca, które ułożyłam i miedzy którymi rosły rośliny ??? Wprawdzie chwilowo zachwaszczone, ale jednak jeszcze nie oddaliłam się w zaświaty i można było domniemywać, że wcześniej czy później ten stan się zmieni. Poza tym czy na całym podwórku nie było innego miejsca???
Walnęłam głową w mur i siadłam na tyłku. Ucho w dzbanku się urwało. Czara się przepełniła. Okazało się , że nie tylko nasi kamieniczni menele maja w d...e to co robię, ale inni sąsiedzi też. Zapewne przez cały ten czas pukali się w czoło i w domowych pieleszach naśmiewali z "głupiej Marysi". Gdyby było inaczej przyłączyli by się do "czynu społecznego" i ten kawałek ziemi wyglądałby inaczej.
Panie i Panowie oficjalnie oświadczam, że odpuszczam. W miarę sił i możliwości uporządkuję roślinność przed jesienią z szacunku do mojej własnej pracy. A potem niech króluje włoski dizajn, gruz, pety, psie kupy i inne śmieci .
A żeby nie kończyć tym mało optymistycznym akcentem na dach zawitała jesień :-))

Serdeczne pozdrowienia ze stryszku :-))



14 komentarzy:

  1. Chyba tez bym sie poddala...teraz masz czas koncentrowac sie na strychowej roslinnosci. I niech Ci rosnie dorodnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może gdybym nie zachorowała byłabym bardziej odporna,ale teraz potrzebuję wszystkich sił na utrzymywanie się w pionie, więc szkoda marnować energię na walkę z wiatrakami. Rośliny na dachu przynajmniej widzę z okna :-).
      Pozdrawiam. M

      Usuń
  2. Zawsze podziwiałam Twoje podwórkowe ogródki. Widzę jednak, że praca, którą włożyłaś nie została doceniona przez sąsiadów. A przez jakiś czas się łudziłam, że ktoś do Ciebie dołączy. Oni nie zasługują na zadbane, estetyczne podwórko.
    Niszczą wszystko co mają wokół siebie. A swoją drogą to, przy takiej ilości gruzu, powinni wynająć specjalny kontener.
    Dbaj o siebie, zdrowiej i nie przejmuj się podwórkiem.
    Pozdrawiam.
    regian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Regian, jak się zabierali za remont napisali pismo w sprawie kontenera. Dostali zgodę na postawienie. I na tym się skończyło. Gruz zalega na podwórku, jak ilość zaczynała utrudniać dostęp do kontenera na śmieci coś tam wywozili. Ręce opadają. Ale co tam, mam na dachu ładny wrzos i tego się trzymam ;-). A na mojej obecnej skali rzeczy ważnych podwórko jest na ostatniej pozycji.
      Pozdrawiam. M

      Usuń
  3. Już bardzo dawno nie odzywałam się komentarzach, pewnie rzeczywistość mnie za bardzo przygniata. Czytam, ale z pisaniem gorzej.

    Też bym odpuściła taką "społeczność" i ograniczyła się tylko do swojego kawałka podłogi.
    Ale na pewno nie darowałabym sobie i w prostych żołnierskich słowach powiedziałabym im "to i owo" do słuchu - tym od gruzu i temu od nagrobka.

    Dbaj o siebie, a przechodząc podwórkiem-śmietnikiem patrz na drogę niewidzącym wzrokiem.
    Pozdrawiam serdecznie :)
    Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Elu :-). "Mówiłam" przez 5 lat i już mi się nie chce więcej. Gruz wcześniej czy później zniknie, a "nagrobek"- cóż - bez komentarza.
      Pozdrawiam. M

      Usuń
  4. eeee... mowę mi odebrało:(. Sister czas najwyższy było odpuścić-temu tam patologowi nie dasz rady w pojedynkę, a sami z G. no nie dacie rady. Dawno to mówiłam. Wiem, że chciałaś żeby ładnie było ale rozumiesz perły przed wieprze.... Ten wrzos to ile sobie tak postoi? Sie mi podoba i może na korytarzu przy luksferach bym se zrobiła...Hmmm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i odpuściłam. A ile wrzos postoi to tylko on sam wie, ale mam nadzieję, że kilka tygodni. Trzy lata temu udało mi się przechować przez zimę na korytarzu i nawet rosło sobie na podwórku, ale w tym roku zdechło :-(.

      Usuń
  5. Żal ściska , a mogło być tak ładnie ... co za ludzie .
    Już widziałam oczami wyobraźni ten piękny stary mur obrośnięty bluszczem , a pod nim funkie , juki i inne rośliny ... ale jest inaczej , tzn.o wiele gorzej .
    Marysiu , każdy by odpuścił , ja poddałam się wcześniej / sąsiad syllogoman zapaskudził nie tylko swoją posesje ale i ulicę / Ty wytrwałaś dłużej , wyrażam Ci swój szacunek .Teraz myśl o sobie. Masz piękne wrzosy , głowę pełną twórczych pomysłów ,mieszkasz pod słonecznym niebem w przytulnym mieszkaniu ... przynajmniej przez okno nie widzisz tego śmietnika , który zafundowali sobie sąsiedzi.
    Zdrowiej kochana , zdrowiej , nie zatruwaj sobie życia czymś na co nie masz wpływu . Pozdrawiam serdecznie -Irena

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz Irenko, myślę, że cały problem tkwi w niezrozumieniu pojęcia WSPÓLNOTA. Jak dla mnie polega to na tym, że każdy daje coś od siebie i w ten sposób tworzymy dobro wspólne czyli nasze. Ale z moich obserwacji wynika, że każdy sobie rzepkę skrobie. Zamyka drzwi od mieszkania i dopóki ktoś mu kupy na progu nie zostawi nic go nie obchodzi.Dopóki to się nie zmieni, niewiele uda się zdziałać. Szkoda, ale nie zamierzam używać swojej głowy do przebijania tego muru.
    Pozdrawiam i dziękuję za życzenia :-).M

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam dla Ciebie inną propozycję. Skoro tak "im" przeszkadza próba ucywilizowania zaszczanego podwórka, to po prostu zamiast z nimi walczyć pomóż im. Wiem, żal roślin, ale , jak mawiała moja mama, "bij chama póki mały". Weź spore wiadro soli, posyp miejsce w miejsce, a jak już rośliny padną, zasyp urocze podwóreczko wszelakim gównem, jakie Ci w ręce wpadnie. możesz już zacząć gromadzić to gówno- wiesz, tłuczone butelki, papiery, szmaty... co Ci będę tłumaczyć...a potem wbij tabliczkę z napisem: ku wiecznej pamięci estetycznych upodobań mieszkańców mieszkań od 1 do ... (z pominięciem Twojego). (Kasia M.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-), wiesz Kasiu szkoda zachodu. Wystarczy, że przestanę tam chodzić i cokolwiek robić, a efekt jaki proponujesz sam zaistnieje. A może się mylę i jakiś ktoś się zlituje ? osobiście wprawdzie w cuda nie wierzę, ale podobno się zdarzają ha ha.
      Pozdrawiam.M

      Usuń
  8. hm... czytam i czytam... "nagrobek" jak go Marysiu nazwałaś, stoi nie tam, gdzie miał, i nie taki, jak miał... dzięki naszym kamienicowym "fachowcom". A ów nagrobek, o którym wcześniej, pod Twoją nieobecność, mój małżonek z Twoim rozmawiał, zniknie jak tylko Rafał przestanie mieć ponowne problemy z kolanem... to znaczy na dniach, jak sądzę... ale przyjść zawsze można, choćby zapytać "Co Wy odwalacie???" nerwy zostałyby Ci na pewno oszczędzone. Pozdrawiam ze stryszku na stryszek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, jak napisałam odpuściłam sobie. Pomyłka czy nie, zrobiło mi się przykro i nie wydaje mi się , że to ja powinnam chodzić i pytać. A nazwałam rzecz "nagrobkiem" bo uważam go za taki właśnie symboliczny nagrobek dla prób ucywilizowania podwórka. I nie ukrywam, że przelało to czarę goryczy co wyraziłam w poście. Ale nie zamierzam się tym dłużej przejmować, a rozmowę na blogu uważam za lekko bez sensu skoro dzieli nas odległość kilku metrów. Ale niech będzie, jak wolisz w ten sposób Kasiu.

      Usuń