piątek, 24 lipca 2009

"niebiańsko nieco :-))"

Na razie nie ma czasu na wycieczki, ale widok z tarasu wynagradza to całkowicie, za każdym razem jest inny. Tym razem niebo przed wieczorem :-)).



niedziela, 19 lipca 2009

ps. do notki "Cmentarz żydowski...."

My Polacy mamy pewną niemiłą przywarę. Sami dla siebie domagamy się poszanowania ważnych miejsc dla nas za granicą, ale sami u siebie nie wykazujemy takich tendencji w stosunku do takich miejsc związanych z innymi narodowościami w Polsce. Ta smutna refleksja ma związek miedzy innymi z Cmentarzem żydowskim. Jest już druga polowa lipca, a chaszcze są coraz większe. Codziennie idąc do pracy widzę grupki ludzi wędrujące szlakiem eko-muzeum, ale za wiele na tym akurat punkcie szlaku nie zobaczą. Nie bardzo rozumiem dlaczego tak jest, skoro jest to jedno z najciekawszych miejsc w Lutowiskach. Ponadto jest pamiątką czasów, kiedy tereny te zamieszkiwali przedstawiciele różnych narodów tworząc wielokulturowe społeczeństwo. W każdym razie umieszczając cmentarz na trasie polecanej do przejścia powinno się zadbać o jego wygląd. Mogłoby też być to jedno z bardziej interesujacych miejsc na powstającym "Szlaku Chasydzkim". Gmina Lutowiska należy do biedniejszych gmin w Polsce i władze powinny zabiegać o wszystko co pomogłoby ją wypromować. W związku z tym wielka prośba do osób zagladających na mojego bloga :-), podam telefon do wójta i jeśli macie ochotę zadzwońcie do niego z przypomnieniem o koszeniu trawy na cmentarzu, mam nadzieję, że takie telefony zmobilizują go do podjęcia tego wysiłku .

Urząd Gminy Lutowiska
Wójt Podyma
(013) 461 00 61

czwartek, 16 lipca 2009

"spacer z Bubą"

Wybrałyśmy się z Jagodą na spacer z Bubą. Wędrowałyśmy drogą w kierunku na Otryt, zaglądając do przydrożnych rowów. Celem tego zapewne dziwnego dla postronnego obserwatora zachowania, było zlokalizowanie łozy. Zachciało mi się upleść koszyk. Niestety gmina zabrała sie za czyszczenie rowów i z tego co zostało może wyjdzie mi mały koszyczek. Biorąc pod uwagę, że to byłby mój pierwszy wyczyn w tej dziedzinie, nie wiem czy będzie czym się pochwalić ;-). Muszę jeszcze poczekać kilka tygodni, aż upragniona roslina będzie gotowa do ścinania i mieć nadzieję , ze nie zrobi tego nikt przede mną. Przy okazji zrobiłam zdjęcie takiego wielkiego" kwiatka", nie wiem co to jest, ale wyglądało bardzo malowniczo. Góry jeszcze niezbyt wyraźne, ale i tak piękne. Niedaleko domu Bubie udało się utytłać w błotku, które wynajduje z ogromnym talentem :-)).





środa, 15 lipca 2009

"zakoconą osobą jestem :-))"

Do niedawna była to moja kocia rodzina : Lipton, Królewna i Nora. Niestety Lipton odszedł w kwietniu. Poznaliśmy się jak miał zaledwie dwa dni :-) i mimo, że był bardzo marnego rozmiaru trochę się go bałam. To był mój pierwszy raz w życiu kiedy całkiem z własnej woli wzięłam kota do ręki. Całe życie panicznie bałam się kotów i dopiero to rude maleństwo oduczyło mnie strachu i nauczyło kochać koty miłością bez granic. Oczywiście mieliśmy swoje wzloty i upadki, bo Lipton był kotem upartym uznającym tylko własne racje, ale potrafił też kochać i okazywał tą miłość na wszelkie znane kotom sposoby. Przeżyliśmy razem 13 lat i nadal strasznie mi go brakuje. Mieszkaliśmy razem już rok kiedy pojawiła się Królewna. Była biednym zapchlonym i straszliwie zarobaczonym kociątkiem, ale od początku miała zadatki na Jej Wysokość :-). Wyrosła na prawdziwą piękność. Następny kot zawitał w nasze progi dopiero po 10 latach. Weszłam do sklepu zoologicznego obejrzeć małe kotki i nieopatrznie wzięłam jednego na ręce. Oczywiście wyszłam ze sklepu z kotem. To była Nora. Czarne coś, bardzo humorzaste. Będzie tylko na jednym zdjęciu, ale jak ktoś chce ja dokładniej obejrzeć to jest na moim "koralikowym" blogu. Trochę się obawiałam jak przyjmą nowego przybysza starsi domownicy. Jej wysokość, syknęła i oddaliła się obrażona, natomiast Lipton został opiekunem i dożywotnim przyjacielem małego czorta. Gdzie rude tam czarne. Chodziła za nim jak mały cień. W sobotę dowiedziałam się, że czeka na mnie w domu niespodzianka. W domu pojawił się następny lokator. Królewna jak zwykle zdystansowana, za to Nora została ciocią i pilnuje maleństwa :-). Zanim wrócę kociątko będzie już podrostkiem, ale mam nadzieję zobaczyć go wcześniej chociaż przez chwilkę.








środa, 8 lipca 2009

"zupełnie zwykły dzień"






Dzisiejszy dzień był nieco senny i deszczowy. Uszyłam nowe ptaszki, poprzednie rozleciały się po świecie z Gośćmi :-)). Burasek drzemał pod stołem , Buba była zajęta swoimi psimi sprawami a Niuniuś przeniósł się z blatu na kanapę. Może jutro uda mi się zrobić zdjęcia bo jakimś dziwnym trafem jeden Bury mi się uchował.

wtorek, 7 lipca 2009

"od rana do wieczora"








Tak wyglądał dzisiejszy dzień. Od deszczowego poranka, pięknego popołudnia do zachodu słońca i cały czas ciepło :-)). A na obiad mieliśmy dzisiaj tort szpinakowy -mniam !

poniedziałek, 6 lipca 2009

"kapusta Edzia"


Pierwszy raz jadłam tą kapustę w Toruniu zrobioną przez mojego teścia. Przepisy "dostane"zawsze nazywam imieniem osoby, od której pochodzą i stąd "kapusta Edzia" :-)).
Jest pyszna i polecam wszystkim wielbicielom kapuścianych potraw.
Potrzebujemy:
1 średnią kapustę
1 cebulę
1 jabłko
1 małą śmietanę
1 łyżkę mąki
pół łyżeczki kminku, sól, cukier, pieprz, dwa ząbki czosnku
do smażenia najlepiej smalec, ale może być olej
Kapustę szatkujemy, cebulę kroimy w cienkie paseczki i szklimy na rozgrzanym tłuszczu. Do zeszklonej cebuli dodajemy kapustę porcjami, (można lekko podlać wodą)solimy. Kiedy kapusta zacznie mięknąć wsypujemy kminek. Potem pieprz i małą łyżeczkę cukru. Dusimy pod przykryciem i jak kapusta jest prawie miękka dodajemy utarte jabłko. Przykrywamy i dusimy do momentu kiedy całkiem zmięknie. Dodajemy zmiażdżony lub posiekany czosnek. Łyżkę mąki rozrabiamy z mniej więcej połową kubka śmietany i wlewamy do kapusty. Dokładnie mieszamy i gotujemy jeszcze około 5 min.
Samo gotowanie zajmuje mniej więcej 1 godzinę, do tego trzeba doliczyć czas na krojenie cebuli i kapusty.

niedziela, 5 lipca 2009

"jarmark"












Konie na Targach Końskich były piękne. Natomiast trudno powiedzieć coś pozytywnego o jarmarku. Ale może moje oczekiwania były mocno niedzisiejsze. Żadnych obwarzanków na sznurku, ani waty cukrowej, piszczących ptaszków i innych atrakcji zapamiętanych z dzieciństwa.
Na pewno jarmark był bardzo "anielski" ;-). Zrobiłam zdjęcia ładnym, albo nie, to rzecz gustu, ale wykonanym ludzką ręką przedmiotom na straganach. Chińskie koszulki i inne tego typu cudowności można sobie pooglądać gdziekolwiek. Miłym akcentem było to, że poznałam Krzysia, który z żoną Różą prowadzi Galerię w Czarnej barak.art.pl , organizowane są w niej np. warsztaty ceramiczne i "Sołtyskę"Jadzię, od której będę się uczyć robienia frywolitek :-)).

sobota, 4 lipca 2009

"parada"












Dzisiaj był pierwszy dzień Targów Końskich. Jednego dowiedziałam się na pewno. Robienie zdjęć poruszających się obiektów w tłumie ludzi na pewno nie stanie się moją pasją ;-). Ale konie były piękne, a jeźdźcy, szczególnie dzieci zadowoleni. Pierwszy raz zobaczyłam Hucuły. Niby wiedziałam, że to nieduże koniki, ale co innego wiedzieć, co innego zobaczyć :-)). A źrebaki to już naprawdę były cudne.
Nadmieniam jeszcze, że autorka tych jakże niedoskonałych zdjęć czyli ja, zapomniała się na nich podpisać. Nie sądzę, żeby ktokolwiek poza mną chciał się do nich przyznać, więc to mało istotny szczegół :-)).